Exodus (ewolucja obrazu kresów po wojnie)
„Temat wschodni" jest w literaturze polskiej jak gdyby próbą opisu odciętej ręki, która nadal boli. Obecny na przestrzeni całego okresu istnienia niepod- ległego państwa, odradzał się w różnych formach przez dziesięciolecia, pojawiając się niespodzianie w twórczości pisarzy, którzy ziem na wschód od Bugu nie mogli już pamiętać nawet z wczesnego dzieciństwa. Tylko pozornie bowiem kolejne ustalenia granic dotykały jedynie tych, którzy za Bugiem przeżyli pierwsze olśnienie światem. Gdyby tak sądzić, przesunięcie na zachód stwarzałoby głównie problemy natury sentymentalnej. I niechże sobie pisze Kuśniewicz swe Strefy bądź Mieszaniny obyczajowe, niech maluje Konwicki czy Miłosz podwileńskie krajobrazy. Gdy to pokolenie wymrze, zniknie też ich tęsknota, a nowe roczniki stworzą rychło mitologię innych, własnych okolic dzieciństwa. Ba, gdybyż o to jedynie chodziło! Ustanowienie granicy Polski międzywojennej, a następnie przesunięcie jej dalej na zachód po drugiej wojnie światowej, zmieniło w sposób zasadniczy nie tylko obszar państwa, ale i jego ideę. Granica z traktatu ryskiego, będąca wynikiem militarnego i politycznego kompromisu, odzwierciedlała też w pew- nej mierze kompromis pomiędzy dwiema koncepcjami Rzeczypospolitej: wizją piłsudczyków — federalistycznego, wielonarodowego państwa oraz ideą państwa narodowego, której sprzyjali politycy Narodowej Demokracji. W istocie jednak Polska międzywojenna nie była ani jednym, ani drugim. Nawiązując do tradycji Rzeczypospolitej dwojga, czy raczej trojga narodów, była zbyt słaba, by temu powołaniu sprostać, zarazem nie potrafiła wchłonąć kulturowo swych licznych mniejszości narodowych ani zapobiec ich dążeniom do samostanowienia bądź — niekiedy — ciążeniu ku społecznościom współ- braci żyjących za wschodnią czy północną granicą. Równocześnie jednak tradycja Polski przedrozbiorowej, podtrzymywana przez literaturę i sztukę, była na tyle silna, że proces żegnania się z pod- sycanymi przez nią złudzeniami był długi i dramatyczny. Exodus Polaków ze wschodu, fizyczne i duchowe przenosiny z wielokulturowej wspólnoty do jednorodnego etnicznie państwa o zawężonym obszarze żywej tradycji, trwał niezwykle długo, był bolesny, a po drodze obfitował w tragiczne konflikty i rzezie. Literatura towarzyszyła mu od samego początku, a w jej przemianach odbija się dosyć wiernie ewolucja światopoglądu, poczucia przynależności — i destrukcja wspólnoty ludzi z kresów. Spróbuję pokazać to na kilku wyrazistych przykładach, czerpanych głównie z piśmiennictwa po 1939 roku.
9 — W Polsce czyli... 129 Pytanie o skutki przesunięcia granic pociąga za sobą natychmiast pytanie: gdzie one przebiegały wcześniej? Niepodobna na to pytanie udzielić jedno- znacznej odpowiedzi. Trudno wszak traktować jako granicę państwa ad- ministracyjnie wyznaczone rubieże Priwislańskiego kraju czy austro-węgier- skiej Galicji. Reakcją na wymazanie Polski z map w okresie rozbiorów było faktyczne zatarcie w Polakach poczucia utożsamienia mitycznej ojczyzny ze ściśle określonym terytorium. Dlatego „rację" miał Alfred Jarry lokując akcję Króla Ubu „w Polsce czyli nigdzie", ale „rację" miał też współczesny prozaik Piotr Wojciechowski, który tę samą imaginacyjną Polskę umieszczał nieledwie „wszędzie" (w Europie, rzecz jasna). Akcja powieści Czaszka w czaszce rozgrywa się w fantastycznym państwie obejmującym pół kon- tynentu i będącym czymś w rodzaju zmitologizowanej ojczyzny dziewiętnas- towiecznych Polaków. Przecież „u siebie" czuć się oni mogli na rozległych obszarach państw zaborczych, ale też w Paryżu, Rzymie, Rapperswilu, słowem wszędzie, gdzie istniały kultywujące polskość znaczące ośrodki emigracyjne. Szczególna płynność cechuje granice obecności żywiołu polskiego na wschodzie. Z jednej strony statystyczne wyliczenia kazałyby umieszczać owe granice niedaleko sławetnej „linii Curzona", z drugiej: osadnictwo polskie sięgało — wyspami dworów, pałaców czy zaścianków — setki kilometrów w głąb ziem wschodnich aż po Kijów, gdzie liczna kolonia polska ogrywała znaczącą rolę w życiu miasta przed rewolucją1. Obok uwiecznionych przez stereotyp „polskich panów" mieszkali na tych terytoriach także liczni przed- stawiciele schłopiałej drobnej szlachty, by nie wspominać o rzeszach nie przywiązanej do ziemi inteligencji — często wyzutej z majątków po powstaniu 1863 roku.2
1 Por. np. J. Iwaszkiewicz Książka moich wspomnień, Warszawa 1975; M. Czapska Europa w rodzinie, 'Paryż 1970, i Czas odmieniony, Paryż 1978; S. Garztecki Codzienna prasa polska w Kijowie w latach 1906-1918, „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego", t. VIII, z. 1. 2 „W Mińszczyźnie, jak i na całych ziemiach Wschodniej Rzeczypospolitej, aż do Dźwiny i Dniepru, gęsto rozsypane były zaścianki i okolice, tj. całe wsie szlacheckie, bytem zrównane z ludem okolicznym, ale różniące się wyznaniem rzymskokatolickim i przywilejami szlacheckimi od pańszczyźnianych chłopów. Te dalekie rozgałęzienia wpływów osadnictwa polsko-katolickiego zostały zaraz po rozbiorach podcinane i tępione. Począwszy od Katarzyny II każde panowanie przynosiło nowe surowe ukazy i zarządzenia, ograniczające liczebnie uprzywilejowany stan szlachty polskiej. Nie mogąc wykazać się wywodami szlachectwa i genealogiami sięgającymi aż jedenastu pokoleń wstecz, nie posiadając ziemi lub uczepieni pańskiej klamki, drobna szlachta polska była spychana do stanu chłopskiego, z okropnymi wówczas tego konsekwencjami." (M. Czapska Europa w rodzinie, s. 195).
130 Gdzie mieszkali ci wszyscy ziemianie, inteligenci, drobni gospodarze? Zaryzykować można tezę, iż równolegle do rosyjskiego czy austro-węgier- skiego imperium zamieszkiwali oni mityczną Rzeczpospolitą Jagiellonów, a zatem państwo skupiające pod swymi skrzydłami ludzi różnych narodowo- ści, kultur, religii, języka. Wojna i rewolucja, obalając władzę cesarzy, ożywiły ten mit i Polacy z kresów niejako naturalnie poczuli się na nowo obywatelami nie istniejącej od ponad stulecia politycznej wspólnoty. Reaktywowanie tej wielkiej Rzeczypospolitej stało się dla nich od początku głównym zadaniem, któremu poświęcali się z całym oddaniem i samozaparciem, nie dostrzegając, że wszystko wokół się zmieniło, a ich sąsiedzi — obcoplemiericy — zyskali nową świadomość i nowe poczucie społecznej czy narodowej przynależności.' Na to poczucie narodowej odrębności, pielęgnowane uprzednio przez zabor- ców w myśl zasady divide et impera, nałożyły się nowe polityczne podziały, zrodzone przez rewolucję. Wszystkie te konflikty, utrzymywane przejściowo w ryzach w latach pokoju, wybuchały na nowo w sytuacji politycznego chaosu, by osiągnąć szczytowe natężenie w czasach drugiej wojny światowej. Wtedy to — w powodzi masowych mordów i powszechnej a podsycanej przez zmagające się potęgi nienawiści — kresowa wspólnota narodów i kultur ostatecznie przestała istnieć. Dwudziestowieczna polska literatura o kresach karmi się bez wątpienia stereotypami stworzonymi w ubiegłym stuleciu. To romantycy jako pierwsi
3 Interesujący przykład tego niezrozumienia sytuacji przytacza Maria Czapska: „Jeszcze przed przewrotem bolszewickim został zwołany w Mińsku, przez Polaków, w wielkiej sali Towarzystwa Rolniczego, wiec obywateli białoruskich, mających drogą powszechnego głosowania wypowiedzieć się o przyszłości kraju. Przewodniczyli temu zebraniu dwaj najbardziej zasłużeni jego obywatele, Roman Skirmuntt i Edward Woyniłłowicz. Wszyscy kochaliśmy nasz kraj rodzinny i nigdy byśmy go nie opuścili, urodzeni i wychowani w Białorusi, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy z jej odrębności i już skrystalizowanego narodowego uświadomienia. Przez wieki polskiego przewodnictwa na Litwie i Białorusi elita narodu, z wielką dla tego narodu szkodą, polszczyła się i odpływała od swego podłoża. Nasi sąsiedzi, ogromna większość ziemiaństwa i mińskiej inteligencji, wyrośli z białoruskiego pnia, ale wzbogaceni i nobilitowani (...) włączali się stopniowo do napływowego elementu polskiego przyjmując język, obyczaje i wyznanie kolonizato- rów, bogacąc swymi znamiennymi walorami tężyzny i bitności element polski, zamiast tworzyć elitę swego narodu; ten sam proces odbył się na Litwie etnograficznej (...). Toteż kiedy zażądano od wiecu mińskiego odpowiedzi na pytanie, czy Białoruś ma ustalić swój byt jako niezależna republika, czy też ma być połączona, jak przed rozbiorami, z Polską, głosowano ogromną większością za połączeniem z Polską. (...) Przeciwko połączeniu z Polską opowiedzieli się obaj przewodniczący, Roman Skir- muntt i Edward Woyniłłowicz, mieliśmy im to wówczas za złe, nie pojmując zagad- nienia" {Czas odmieniony, s. 42-43).
131 opiewali egzotykę tamtejszej przyrody — odwieczność puszcz litewskich czy niezwykły nastrój bezkresnych stepów Ukrainy, oni też (Malczew- ski, Goszczyński, Słowacki) fascynowali się ponurą historią narodowych i społecznych konfliktów na tych ziemiach. Wreszcie pod koniec wieku zespół stereotypów najbardziej popularnych stworzył Sienkiewicz i jego to oczyma patrzyli na kresy pisarze kilku kolejnych dziesięcioleci. Ale Sienkiewicz i inni twórcy okresu zaborów żyli w Polsce imaginacyjnej, a zatem nie w rzeczywistym, konkretnym państwie polskim, a w ojczyź- nie duchów, która była przede wszystkim postulatem moralnym pod adresem Ducha Dziejów. To właśnie etyczny porządek historii miałby Polakom — jeśli okażą się tego godni — przywrócić wolną ojczyznę w dawnych granicach. Stąd właśnie dziewiętnastowieczni pisarze widzieli chętnie polską misję na wschodzie w kategoriach .moralnych. Ich boha- terowie — obywatele mitycznej Rzeczypospolitej — gdy tylko stali męż- nie przy swej tradycji, wierze i obyczaju, wieńczyli swe sprawy happy endem (na mniejszą lub większą skalę), co czytelnikom pozwalało nadal żywić nadzieję, że dobro zwycięży i że „Pan Bóg jest po stronie Pola- ków". Obrazy kresów w literaturze międzywojennej pozostawały w dużej mie- rze pod wpływem romantycznych i sienkiewiczowskich wzorców.4 Tyle że wojny i rewolucje pierwszego dwudziestolecia naszego wieku przydały konkretu romansowym wizjom, a także urealniły „nagrodę", którą Polak otrzymuje za wierność swym ideałom. Bohater tych utworów to na ogół żołnierz broniący odradzającej się ojczyzny przed rewolucyjną pożogą lub kresowy pionier, którego dwór staje się ostoją moralności, religii, obywa- telskiego ducha i heroizmu pośród żywiołów nieoświeconych, podatnych na polityczną agitację z zewnątrz. Nuta ksenofobii, tak wyraźna w po- wieściach i opowiadaniach pierwszego okresu niepodległości5, ustąpiła potem ujęciom bardziej obiektywnym, zawsze jednak wizja kresów wspie- rała się o historyczny konkret, kresy bowiem istniały, przysparzając zre- sztą kłopotów świeżo odrodzonemu państwu. Wrzesień 1939 roku i następujące po nim wydarzenia zasadniczo zmieniły optymistyczną perspektywę literatury o kresach, lecząc ją skutecznie ze złudzeń i zarazem uniemożliwiając kontynuowanie tradycyjnych roman- sowych wzorców. Model powieści o kresach przeszedł proces przyspieszonego dojrzewania. Przyjrzyjmy mu się wpierw tam, gdzie na pozór żadne zmiany
4 Por. B. Hadaczek Proza kresów wschodnich w dwudziestoleciu międzywojennym (rekonesans), „Ruch Literacki" 1986 z. 4. 5 Por. np. E. Małaczewski Koń na wzgórzu, Warszawa 1923.
132 jeszcze nie zaszły — w utworach argentyńskiego emigranta Floriana Czar- ^njszewicza.6 Swą pierwszą i najlepszą powieść, Nadberezyńców,_ poświęconą losom Polaków z ziem między Berezyną a Dnieprem w pierwszym dwudziestoleciu naszego wieku, rozpoczyna pisarz w aurze przywodzącej na myśl romanse Sienkiewicza czy Rodziewiczówny. Jego bohaterowie — szlachta zagrodowa z najdalszych kresów — żyją jeszcze ideą dawnej Rzeczypospolitej, a autor, choć wierny historycznym losom tego skrawka ziemi, próbuje kształtować fabułę podług tradycyjnych wzorców. I tak główna postać utworu, Kostek Wasilewski, przeżywszy epopeję walk w obronie polskości, otrzyma w końcu nagrodę w postaci najpiękniejszej dziewczyny i polskiego munduru. Kostkowi niewiele jednak przyjdzie z tych darów losu, skoro jego ukochana i tak pozostanie poza granicznym kordonem. Rzecz osobliwa: akcja utworu ciąży ku jakiejś wersji happy endu niejako na mocy praw poetyki, podczas gdy historia niewiele ma bohaterom do zaoferowania. W tych warunkach fabuły nie można zwieńczyć w obrębie jednego tomu, „bohater kolektywny" bowiem, którym u Czarnyszewicza jest społeczność zaberezyńskich Polaków, cierpi nadal —jego dalsze dzieje odmalowują więc kolejne powieści cyklu. Pisząc w sienkiewiczowskim stylu i „ku pokrzepieniu serc", autor niczego specjalnie krzepiącego nie ma niestety do zakomunikowania. Dlatego na koniec — miast w wolnej Polsce — bohaterowie jego lądują w Argentynie i tam zaznają wszelkich goryczy tułaczki, a jeśli nawet odnajdą się w finale powieści, krajowi rodzinnemu nic z tego przyjść nie może. Jeśli coś odróżnia Czarnyszewicza jako piewcę kresów od jego następców, to naiwna dosyć wiara w odrodzenie Polski w jagiellońskich granicach. Jego „nadberezyńcy" to rasa ludzi, których nie złamią żadne dziejowe klęski i przeciwności. Oddzieleni od kraju już granicą z traktatu ryskiego, czekać będą cierpliwie na swojej rodzinnej ziemi, przechowując dla następców cnoty patriotyczne, religię i dawny obyczaj. Dla Czarnyszewicza więc kresowy świat istnieje nadal — wbrew politycznym klęskom, jest czymś w rodzaju zakopanego skarbu czekającego na herosa-zdobywcę. Ideologia społeczna i państwowa twórcy Nadberezyńców warta jest kilku słów komentarza: deklaruje się on jako człowiek lewicy a zarazem anty- komunista. W pierwszej powieści cyklu przejawia do tego polski nacjonalizm, z którego wycofuje się w Wiciku Żywicy, gdzie powołuje coś w rodzaju polsko-białoruskiego przemierza: z jednej strony przeciw „czerwonym" zza niedalekiej granicy, z drugiej — przeciw samolubnym polskim pankom oraz
6 Nadberezyńcy, Buenos Aires 1942; Wicik Żywica, tamże 1953; Losy pasierbów, Paryż 1958; Chłopcy z Nowoszyszek, Londyn 1963.
133 skorumpowanym urzędnikom młodej Rzeczypospolitej. Patriotyzm Czar- nyszewicza — najpiękniejszy, jaki znam — nie jest więc w żadnym razie solidarnością opartą o etniczne podstawy, lecz wiernością pewnym od- wiecznym ideałom. Polskę wyobraża sobie pisarz jako ojczyznę wolności, sprawiedliwości i dobra, wspólny dom różnych, żyjących w zgodzie lu- dów, nie zaś jako państwo uciskające mniejszości narodowe. Stanowisko takie nie było zresztą odległe od koncepcji formułowanych w obozie pił- sudczyków. Rzecz w tym, iż prostoduszny autor Nadberezyńców przyznać musi z niejakim zaskoczeniem, że jego wizje nie w każdym z potencjal- nych sojuszników budzą pozytywny oddźwięk. Swoje racje społeczne i na- rodowe mają nieufni a srogo przez historię doświadczeni Białorusini, au- tor odnotowuje też — ze zgrozą •— popularność komunistycznych idei nawet wśród niektórych zaberezyńskich Polaków. Są to wprawdzie drob- ne rysy na monolicie, zostały wszelako zauważone; inni autorzy poświęcą im później znacznie więcej uwagi. Bardziej drastyczne niż u Czarnyszewicza doświadczenia są tematem dzieł tych pisarzy, którzy na zabużańskich ziemiach dotrwali do 17 września 1939 roku. Relacje o exodusie polskiej ludności — uciekającej za granicę bądź wywożonej transportami do obozów pracy na wschodzie czy północy — są nader liczne i niekiedy (jak w przypadku Innego świata Herlinga-Grudziń- skicgo) przekraczają progi literatury wysokiej7, skupimy tu jednak uwagę raczej na utworach powieściowych, proponujących wizję syntetyczną zamiast subiektywnie rejestrowanych faktów. Przykładem takiej nowej generacji literatury o kresach są powstające sukcesywnie od lat czterdziestych na emigracji powieści Józefa Mackiewicza. Ich faktograficznym punktem wyjścia są — tak jak we wcześniej wspo- mnianych relacjach — przeżycia samego autora. Materiał autobiograficzny pojawia się jednak na tle bardzo szeroko zarysowanej panoramy politycznej. Lewa wolna, Droga donikąd, Nie trzeba głośno mówić, nie licząc drobniejszych opowiadań i fragmentów, ukazują kolejne fazy dezintegracji wspólnoty kresowej, rozjątrzenie konfliktów społecznych, a nade wszystko narodowych, podsycanych z obu stron przez zmagające się potęgi. Żywiołem utworów Mackiewicza nie jest już romansowa historia bohaterów, lecz polityka. To ona warunkuje fabularne rozstrzygnięcia, te z kolei demonstracyjnie za-
7 Por. np.: M. Wańkowicz Dzieje rodziny Korzeniewskich, Tel Aviv 1942; J. Czapski Wspomnienia starobielskie, Rzym 1944, i Na nieludzkiej ziemi, Paryż 1949; A. Krako- wiecki Książka o Kolymie, Londyn 1949; M. Rudzka [B. Obertyńska] W domu niewoli, Rzym 1946; H. Naglerowa Kazachstańskie noce, Londyn 1958; W. Grabiński Między miotem a sierpem, Londyn 1947; J. Krzysztoń Wielbłąd na stepie, Warszawa 1972; A. Wat Mój wiek. Pamiętnik mówiony, Londyn 1977.
134 przeczają odziedziczonym po literackiej tradycji stereotypom. Żadne miłe złudzenia co do moralnego porządku dziejów, przyrodzonej mądrości na- rodów itp. nie dyktowały już Mackiewiczowi, jak ma kształtować losy swych bohaterów. Wiedział także, ze jego idea radykalnie antykomunis- tycznego internacjonalizmu nie może liczyć na powszechną akceptację, przyjął więc rolę nienawistnego dla większości outsidera i weredyka. Gro- madzone przezeń pedantycznie fakty i dokumenty8, liczne splatające się wątki fabularne służą przede wszystkim uzasadnieniu politycznej tezy o zgubnej roli nacjonalizmu. Podrzucony on został przez komunistów — niczym koń trojański — ludom wschodniej Europy, by je z sobą skłó- cić i skłócone zniewolić. Kasandryczny ton powieści Mackiewicza wyklucza pozytywne rozwiązania fabuł. Bohaterowie bądź popełniają polityczne błędy, bądź nie mają wpływu na wydarzenia — dlatego najczęściej płacą życiem za pieniący się wokół absurd. Autor nie dba o kontynuowanie poszczególnych wątków rozbudo- wanej akcji powieściowej. Widać to najlepiej w Nie trzeba głośno mówić, gdzie co chwila ktoś ginie, a wraz z tym urywa się jedna z nitek fabuły. Trudno jednak oczekiwać od Mackiewicza pietyzmu wobec jednostkowych ludzkich losów: nie rządzi wszak nimi żadna wyższa mądrość — już prędzej indywidualna lub zbiorowa głupota. Dlatego w jego powieściach zdarzenia nie chcą się złożyć w żaden łatwy morał; wielowątkowa i epizodyczna akcja rwie się w wielu miejscach, bohaterowie giną bezsensownie, a tym, którzy przeżyją, autor nie ma do zaofiarowania żadnej pozytywnej alternatywy poza walką na śmierć i życie bez gwarancji sukcesu albo ucieczką i ewentualnie dalszą egzystencją w cieniu wszechobecnej politycznej groźby. Pisarstwo Mackiewicza w dziejach dwudziestowiecznej literatury o kresach stanowi punkt zwrotny. Proza międzywojenna, jak się rzekło, wykorzystywała jeszcze w dużym stopniu stereotypy — fabularne, aksjologiczne — stworzone w ubiegłym stuleciu, wykorzystywała z wiarą, że mówią one jakąś prawdę o historii i jej prawidłach, o losie polskim. Po Mackiewiczu pewien rodzaj złudzeń nie jest już możliwy, odrzucał on bowiem narodową optykę i uprze- dzenia zrodzone z tradycji, ideologii lub przynależności do grup społecznych. Charakterystyczna jest tutaj nienawiść, jaką żywi jedna z jego bohaterek, Klara Miasojedowa9, do rewolucyjnej „prawdy kolektywnej" lub do „opinii publicznej", zawsze skłonnej do fałszowania rzeczywistości w imię zbiorowych wmówień. I jeśli polityczny program Mackiewicza mam dziś za całkowicie
8 Np. powieść Nie trzeba głośno mówić (Paryż 1969) zaopatrzona jest na końcu w obszerną bibliografię źródeł historycznych. 9 Bohaterka Sprawy pułkownika Miasojedowa, Londyn 1962.
135 abstrakcyjny, oderwany od realiów życia, to chłód i ostrość jego spojrzenia na dziejowe fakty doprawdy budzić mogą podziw.10 Rzecz jasna, pisząc o „literaturze polskiej po Mackiewiczu", nie sugeruję bezpośrednich zależności: proza autora Drogi donikąd przez kilka dziesięcio- leci nie była z politycznych względów w Polsce znana. Chodzi mi raczej o pewne wspólne doświadczenie historyczne, zmieniające literacką optykę, które na Mackiewicza wywarło wpływ największy. Równolegle z nim na przykład Leopold Buczkowski pisał Czarny potok i Borycki krużganek — przepełnione obrazami okrucieństwa powieści o zagładzie kresowych Żydów, gdzie polityka nie odgrywa wprawdzie roli, ale również literackie stereotypy pękają, akcja zaś rozsypuje się w mozaikę drastycznych epizodów, które dopiero ex post, z mozołem, da się uporządkować logicznie. Wspólne Mackiewiczowi i Buczkowskiemu jest swoiście bezlitosne widzenie śmierci: nie opromienia jej już żadna wyższa zasada, przestaje być „ofiarą na ołtarzu historii", za którą Duch Dziejów przyniesie odpłatę; staje się tym, czym jest — krwawym bezsensem, fizyczną męczarnią, u której kresu pozostaje tylko pustka. —~-^*N Po drugiej wojnie światowej nowe granice ostatecznie oddzieliły od siebie narody, kresy jako miejsce spotkania odmiennych kultur przestały istnieć. A jednak „temat wschodni" w literaturze polskiej nie obumarł, zmienił tylko swą funkcję i poetykę, w jakiej się przejawia. Od punktu zerowego, który stanowią zdesakralizowane opisy zagłady u Mackiewicza czy Buczkowskiego, wiedzie niespodzianie droga na powrót do mitologii — tak jakby kresy, odbudowując się w literackich obrazach, już poza wszelką realnością tu i teraz, potrzebowały koniecznie mitu jako spoiwa wiążącego pamięć. Mitologizują więc zarówno Miłosz, jak Stryjkowski, Konwicki, Odojewski, Kuśnicwicz, Stojowski, Paźniewski czy najmłodszy z nich — Jurewicz, mitologizują już poprzez sam akt zwracania się ku temu, co nie istnieje i nie ma szans odrodzenia; ale robią to inaczej niż poprzednicy, mit kresowy nie ma już bowiem dla nich bezpośrednich, praktycznych odniesień, nie nakłania do działań, służy jedynie do rozpoznania własnej egzystencjalnej sytuacji, odnalezienia się w tradycji, a może też — do zrozumienia przemian, jakie zaszły w kulturze dwudziestowiecznej Europy. Powojenna literatura maluje obraz kresów z geograficznego i temporalnego dystansu, z podobnym dystansem ujmuje też mit kresowy. W latach między-
10 Dziwaczność radykalnie antykomunistycznego programu Mackiewicza polega na tym, że choć każe on zwalczać „czerwonych" z bronią w ręku, to jednocześnie nie dowierza żadnym potencjalnym sojusznikom, pomawiając wszystkich o świadome lub nieświadome wysługiwanie się wrogowi.
136 wojnia społeczność mieszkająca za Bugiem mogła być jeszcze widziana z bliska, w procesie ewolucji, której kres nie był autorom znany. Stąd spora liczba utworów „rodzajowych" ", w których konflikty są fragmentem szerzej rozumianej dynamiki społecznej świeżo powstałego i jeszcze wewnętrznie nie zintegrowanego państwa./W literaturze powojennej dominuje perspektywa j eschatologiczna, świadomość bliskiego końca i rozproszenia kresowej społecz- \ ności. W tych warunkach warstwa zdarzeniowa powieści czy opowiadań przywoływana jest do istnienia tylko dzięki wysiłkom pamięci i wyobraźni, fakty tracą stopniowo twardą konsystencję, stając się przede wszystkim „faktami psychologicznymi", a ich następstwem poczyna rządzić logika marzenia. Któż miałby być jednak tym „marzycielem", w którego wyobraźni pojawia się świat kresowy? Przede wszystkim, rzecz jasna, sam autor, pełniący rolę świadka i zarazem medium, poprzez które umarła rzeczywistość wciąż jeszcze I jest ożywiana. Ale ten autor właśnie nie jest świadkiem w pełni wiarygodnym, uległ bowiem przeobrażeniu; przenosząc się w inne otoczenie i inny czas, stał się człowiekiem rozszczepionym wewnętrznie, rozdwojonym nieuleczalnie na „tam" i „tutaj". Dlatego pamięciowe rekonstrukcje stają się chwiejne, fakultatywne, uzależnione od potrzeb i tęsknot doznawanych dziś; obrazy przeszłości malowane są jawnie stronniczo i suh speeie teraźniejszości. Nie przypadkiem u Konwickiego perspektywa dzisiejsza i perspektywa wczorajsza przeplatają się w większości książek12, a Kuśniewicz w I części Stref każe współwystępować bohaterom z krainy dzieciństwa i ich o kilkadziesiąt lat starszym współczesnym wcieleniom. Proceder ten odbija się zwykle na narracji: kreowany przez autora narrator syntetyczny kojarzy w sobie świadomość człowieka dzisiejszego i uczestnika zdarzeń, a napięcie, tworzące się na styku tych dwu świadomości, staje się głównym elementem dynamizu- jącym dzieło. -.....—» W nowej sytuacji historycznej do tradycyjnej mitologii kresów nie można | już powracać z dobrą wiarą. Przekształca się ona w system znaków rozpoz- | nawczych, funkcjonujących w ramach mitu szerszego, o bardziej uniwersał- * nym zakroju. Wydaje się bowiem, że autorzy poszukujący swych kresowych korzeni pragną przede wszystkim zracjonalizować ogarniające ich poczucie osobistej klęski i wydziedziczenia — poprzez zestawienie jednostkowego losu z przemianami kulturowymi zachodzącymi w skali kontynentu czy
" Por. np. S. Rcy Kropiwniki, Kraków 1962; L. Buczkowski Wertepy, Warszawa 1957 (napisana w 1937); Z. Bohdanowiczowa Droga do Daugiel, Poznań 1938. 12 W Kronice wypadków miłosnych (1974) dochodzi wręcz do spotkania bohatera- -chłopca z jego starszym o kilkadziesiąt lat współczesnym wcieleniem.
137 nawet całego globu. Tym mitem uniwersalnym, do którego się odwołują, jest <f" mit Arkadii i związany z nim mit zagłady „wysp szczęśliwych". T~~----Arkadjóskośćokresowego świata motywowana jest w literaturze na kilka Ą J sposobów. Ziemie wschodnie — i to jest motywacja najprostsza — są dla większości autorów dzisiejszych krai'ną~Ł"dzieciTKtwa7"1crainą pierwotnych doznań i olśnień, prywatnym „ogrodem TaJemińc^TTtTealruin akcji utworów stwarza swoisty wzorzec organizacji przestrzeni, przenoszony później na inne krajobrazy, które piszący napotyka w swych wędrówkach. Tak jest z zamkniętą scenerią Doliny Issy Miłosza, z „trójkątem łąk" u Kuśniewicza i znów z doliną — u Konwickiego13. Przeciwstawiona szarej i nieistotnej rzeczywistości, w której bohater (i autor) bytują dzisiaj, Arkadia dzieciństwa wydaje się światem „prawdziwszym", naznaczonym transcendentną sankcją: zdarzenia w nim obdarzone są nie przedawniającym się znaczeniem, a barwy nigdy nie płowieją. Młodocianemu bohaterowi w tamtym, zamierzchłym i na zawsze utraconym świecie zostaje zadana do rozwikłania zagadka, zadanie kryjące w sobie sens całego życia — i dlatego właśnie nie poddające się nigdy do końca próbom rozwiązania.14 Wygnańcy z kresowej Arkadii tym się odróżniają od reszty ludzi, że noszą w sobie psychiczny węzeł nie dający się rozsupłać. Ta niemożność wynika oczywiście stąd, że wygnaniec nie może już powrócić do miejsca, w którym zawęźlenie powstało; potrafi jedynie w nieskończoność recytować formułę zagadki, wspominać okolicz- ności, w których została zadana, i przymierzać ją — to do tradycji, to znów do zdarzeń współczesnych, poszukując zwierzchniego paradygmatu tłuma- czącego jego los. W Arkadii wszystko więc godne jest troskliwego opisu i przypomnienia, każdy atom rzeczywistości obarczony jest znaczeniem: Oto stół nakryty do śniadania: na serwetkach wyplecionych z rafii pękate filiżanki. Pamiętam je, stary fajans francuski, zielono malowany w girlandy; na dnie talerzy i filiżanek krajobrazy sielskie: jak zjesz czy wypijesz, widzisz w nagrodę katastrofę okrętową albo dyliżans napadnięty przez wąsatych zbójców. Samowar miedziany z Tuły; kwiaty w wysokim szkle; koszyk, a w koszyku pachnące białe rogaliki dla dziadka, cienko pokrojony razowiec dla ojca i słodkie plasterki babeczki, którą zajadać będę zaraz z galaretką porzeczkową, konfiturą z wiśni, a może z miodem?15
13 O motywie doliny w swojej twórczości mówi Konwicki w rozmowie ze Stanisławem Beresiem — S. Nowicki [S. Bereś] Pól wieku czyśćca, Londyn 1986, s. 9. 14 O twórczości jako nigdy do końca nie zrealizowanej próbie rozwiązania osobistej zagadki egzystencji pisał już przed wojną inny mieszkaniec Kresów — Bruno Schulz (Bruno Schulz do St. I. Witkiewicza, „Tygodnik Ilustrowany" 1935 nr 17). 15 A. Stojowski Podróż do Nieczajny; Chłopiec na kucu, Warszawa 1974, s. 7.
138 Tak wygląda obraz stołu u Andrzeja Stojowskiego; podobnie wrażliwy na konkret, na materialny szczegół są i Miłosz w Dolinie Issy, i Kuśniewicz we wszystkich swych powieściach, i Konwicki. Z daleka patronuje tym opisom Mickiewiczowski Pan Tadeusz — główny na polskim gruncie wzorzec literatury ocalającej od niepamięci. Fragmenty opisowe nader często odwołują się do motywu ożywienia fotografii (Stojowski, Kuśniewicz), świat w nich pojawia się zatem w dwu stanach skupienia: jest wskrzeszonym momentem, uwiecznioną chwilą — ale także czymś, co trwa przez dziesięciolecia, elemen- tem mitycznego, powtarzalnego rytuału (stąd często w takich miejscach narracja w pierwszej osobie liczby mnogiej i użycie czasowników w formie iteratywnej). Trudno odróżnić tutaj, co wynika z dziecinnego złudzenia bohatera wierzącego w trwałość swego świata, co zaś z zamysłu autora malującego odwieczność tradycji. Istotne jest, że każda drobina opisywanej rzeczywistości ma swoje miejsce w kosmicznym porządku, ma też — tym samym — charak- ter swoiście sakralny. Wszelako Arkadia to nie tylko kraina dziecinnego olśnienia światem. To ,_-, ) także niiejsce, gdzie rozliczne żywioły bytują w zgodzie obok siebie. Wszystkie ~<-.- J relacje z kresów —- zarówno te wspomnieniowe, jak czysto literackie'— mu- ' siały oczywiście kłaść nacisk na mozaikowy charakter tamtejszej społeczności, ale w piśmiennictwie powojennym w szczególny sposób zaznaczyła się tendencja do traktowania ziem wschodnich jako obszaru, na którym zreali- zował się mit pierwotnej wspólnoty ludów, narodów i kultur. Dziwna to koegzystencja — gdyż obok wizji „zgody narodów" nie mniej często zjawiały się obrazy apokaliptycznych rzezi, arkadyjskie zbratanie bardziej przeto było postulatem niż rzeczywistością, jako mit wszelako funkcjonowało w literaturze dość powszechnie i zapewne odsyłało do jakichś bardzo istotnych doświadczeń pisarzy z okresu młodości. Weźmy tu na przykład Kuśniewicza: w jego Strefach czy W drodze do Koryntu wspólnota łączy prędzej dzieci — one same, dorastając, uczą się wzajemnej nienawiści. Ale mit „zgody narodów" zakorzeniony jest u pisarza głębiej: przyznaje się on chętnie do sentymentu żywionego do dawnej, osiemnastowiecznej Europy, wolnej od wznieconych później nacjonalistycz- nych namiętności. Dzieje się tu coś osobliwego: kresy czasów młodości Kuśniewicza stają się jak gdyby figurą dawnej Europy, jednocześnie „ar- kadyjskość" dzieciństwa nie znającego nacjonalistycznych uprzedzeń pozwala (do czasu) nie dostrzegać zarzewia konfliktów, które niebawem zniszczą mityczną wspólnotę. Ów mit szczęśliwej krainy, zamieszkałej przez różne ludy, żywiące się wzajem zasobami i wartościami specyficznymi swej kultury i tradycji, może
139 mieć zatem różne historyczne źródła: jedni wywodzą go z pamięci Rzeczypos- politej Jagiellonów, drudzy — z feudalnej Europy przed Wielką Rewolucją rrancuską, inni jeszcze z bliższej w czasie tradycji wielonarodowej monarchii Habsburgów. Wspólna jest tutaj skłonność do traktowania mate- riału dziejowego wybiórczo, pomijania konfliktów realnie istniejących; obrazy przeszłości przywoływane są zatem w funkcji znaku czy figury, bez troski o wyważanie racji czy historyczną precyzję. c\ Na koniec jeszcze jeden Wyznacznik „arkądyjskości" kresów — organicz- D j ,^-Pgść_tamtejsze|kultury, jej bliski związek z przyrodą^ zremią;~krajobrazem: I podkreślany 'bodaj najsilniej w wielkim cyklu Stanisława Vincenza Na wysokiej połoninie, poświęconym społeczności zamieszkującej Karpaty Wschodnie, obecny jednak we wszystkich utworach opiewających życie wspólnot osiadłych, rolniczych, pielęgnujących odwieczne rytuały. Swoiste przymierze ziemian i chłopów przeciwko warstwom średnim, często na- pływowym, nie zakorzenionym, opisuje zarówno Kuśniewicz, jak Stojowski. •A— „Arkadyjczyk" czuje się szczególnie wyróżniony spośród otoczenia —jego I świat dzieciństwa, prywatna tradycja są bowiem, inaczej niż spuścizna mieszkańców Polski centralnej, wielowymiarowe i polifoniczne, tak jak polifoniczna była kultura, wśród której wyrastał, oferująca wielość kodów, obyczajów, typów ludzkich, filozofii życia. „Arkadyjczyk" zna więc zaklęcia „martwego języka"16, z których pomocą rozpoznaje sobie podobnych wy- gnańców; jemu i im tylko dana jest moc wskrzeszania słowem i wyobraźnią nie istniejących światów; ponad głowami nie wtajemniczonych buduje on imagi- nacyjną ojczyznę, która jest jednocześnie kombinacją znaków oraz systemem porozumienia i identyfikacji. System ten to szczególnego typu idiolekt, którego zasada leży w zmieszaniu słowników i gramatyk. Hasła jego przybie- rają często postać makaronizmów, wyrażeń żargonowych i lokalnych. Tak więc na przykład Drohobycz wspominany przez Andrzeja Chciuka17 to przede wszystkim „Wielkie Księstwo Bałaku" — enklawa, w której porozumiewano się specyficznym, właściwym tej okolicy językiem. Nie mniej ważny jest dialekt miejscowy dla Czarnyszewicza czy Vincenza. Podobną funkcję pełnią też odwołania do konkretnych budowli, krajobrazów, ważniejszych wydarzeń — wszystko staje się znakiem przenoszącym treść dostępną tylko wybrańcom. Ale elementy, z których buduje się mit arkadyjski, dadzą się także użyć do innych celów; obciążone są dwojakim, biegunowo odmiennym znaczeniem.
16 Tytuł Lekcja martwego języka nosi jedna z powieści Kuśniewicza, której akcja toczy się na kresach w czasie pierwszej wojny światowej. 17 A. Chciuk Atlantyda. Opowieść o Wielkim Księstwie Balaku, Londyn 1969, oraz Ziemia księżycowa. Druga opowieść o Księstwie Balaku, Londyn 1972.
140 Oko dziecka rejestruje bezwiednie sygnały nadciągającej burzy, choć nie do końca pojmuje ich wymowę (tak jest np. u Miłosza czy Konwickiego); tradycja dawnej Rzeczypospolitej to jednocześnie dzieje złowrogiego fatum ciążącego na mieszkańcach kresów, dzieje rzezi, krzywd i krwi. Nawet przyroda objawia wewnętrzną ambiwalencję — ma swą stronę arkadyjską i apokaliptyczną. O książce Włodzimierza Odojewskiego pisze Maria Janion:
W Zasypie wszystko, zawieje... śmiercią przeniknięci są ludzie i pejzaże; natura jest nią przepełniona. Mnogość opisów natury zimowej stwarza niezmiernie silny kontrast: letniej sielanki polsko-szlacheckiej i ponurej zimowej nocy zbrodni, nocy pustki, nocy nicości. Step pojawia się u Odojewskiego — podobnie jak w Marii Malczewskiego — jako figura unicestwienia i zagłady."1 Ton „apokaliptyczny" w opisach rzezi i zniszczenia brzmi w powojennej prozie tym bardziej przekonywująco, że kwestia kresów doszła tu niejako do swego „ostatecznego rozwiązania". W literaturze międzywojnia istotna była jeszcze sprawa arbitralnie wytyczonej granicy, która podzieliła między polityczne organizmy dawniejszą wspólnotę: w Drodze do Daugiel Bohda- nowiczowej, w przemytniczych i szpiegowskich powieściach Sergiusza Piasec- kiego, za kordonem rozciąga się kraj podobny z podobnymi ludźmi, podział zaś odczuwa się jako nienaturalny. Jeszcze Czarnyszewicz pamiętał stale o współbraciach pozostawionych po tamtej stronie i wierzył w przyszłe zjednoczenie. Inaczej u Miłosza. W Dolinie Issy odjazd z rodzinnych stron jest aktem jednorazowym i ostatecznym, pozostawieniem poza sobą sfery dzieciństwa, która przechodzi natychmiast w dziedzinę mitu, staje się ponad- czasowa, a zatem w czasie rzeczywistym niemożliwa do odzyskania. Tak samo, choć w okolicznościach nieporównanie bardziej dramatycznych, porzuca swe strony bohater Odojewskiego. -^' ^ W powojennej prozie o kresach granica na Bugu nie stanowi już żadnego problemu, przestaje być znaczącym motywem literackim, poza kordonem nie ma już bowiem n i c. Granica biegnie teraz nie na mapie, ale w świadomo- ści ludzkiej: oddziela świat dawny od nowego, dzieciństwo i młodość od dojrzałości, sacrum od profanum, Arkadię od ziemi wygnania. Dlatego obrazy dnia dzisiejszego na dawnych kresach należą w literaturze polskiej do rzadkości, a jeśli się zjawiają, to w tym jedynie celu, by zaakcentować brak porozumienia i ciągłości kulturowej. Bo choć nadal płynie Niewiaża czy Wilenka, nadal —jak przed wiekami — szumi odległy Czeremosz, to przecież brak już ludzi, którzy mogliby to odebrać „po staremu", w kontekście tradycji. Masowe rzezie, planowe deportacje i nacjonalistyczne ekscesy
18 W eseju Cierń i róża Ukrainy, w: Wobec zła, Chotomów 1989, s. 194.
141 zmieniły bezpowrotnie specyfikę tamtejszej kultury, jej dialogowy charakter. Sukcesorzy nie mogą już zrozumieć mowy starych kamieni, schematyzują więc „ideologicznie", co imituje nie bez ironii narrator Stref:
Czasami, zdarza się, trafi się wycieczka. Po drodze z bliskiej Daszawy, gdzie kopalnie gazu ziemnego, wstąpi i tu. Wzorowy sowchoz. — O, tu, widzicie, towarzysze, gdzie teraz szkoła, stał niegdyś dom pomieszczyka, polskiego magnata. A tam — o, tam, gdzie obecnie wielkie chlewnie sowchozowe, była dworska psiarnia. A może oranżeria. Wszystko jedno. Panowie z nudów i rozpusty szczuli psami wiejskie dzieci, jeszcze starzy ludzie z tej wsi pamiętają. Panowie mołodycic-krasawice po salonach, pijani, ganiali, a tu — spójrzcie, płodozmian, z hektara u nas w roku — a w roku — a w roku — osiągnięty, przekroczony — zanotujcie, towarzysze, pożałujsta.19
I choć za chwilę w groteskowej scence „duch grafa Goriusa" zacznie się dobierać do młodziutkiej turystki, to pewne, że nie będą mieli sobie nic do .powiedzenia. Wygnańcy z kresów są więc wszyscy jak gdyby w tej samej odległości od I krainy dzieciństwa: Kuśniewicz w Polsce, Mackiewicz w Niemczech, Miłosz w Kalifornii. Andrzej Chciuk pisane w Australii wspomnienia z czasów I drohobyckiej młodości zatytułuje Atlantyda, „Arkadią" nazwie (z nutką l ironii) swe strony Zygmunt Haupt, Miłosz powie o swej rodzinnej Laudzie:
*~ "JSSt to kraina, o której pewien znakomity alchemik napisał, że znajduje się tam, gdzie ją umieszcza pierwsza i najważniejsza z potrzeb naszego umysłu, ta sama potrzeba, która powołała do życia geometrię i nauki ścisłe, filozofię i religię, moralność i sztukę. Napisał również ów alchemik, a przy tym sojusznik Descartes'a, że nazwa krainy może brzmieć Saana albo Armaggedon, Pathmos albo Lethe, Arcadia albo Par- nassus.
U Kuśniewicza w Strefach kraj dzieciństwa odradza się wprost w wyima- ginowanym dialogu przyjaciół z dawnych lat. Jeden z nich mieszka w War- szawie, drugi w Johannesburgu, trzeci w Worcester, Connecticut.
Jesteśmy — każdy u siebie, każdy dla siebie — nachyleni nad stołami, o które opieramy ręce, zapatrzeni w plastyczny obraz. [...] Wyglądamy na kolegium sztabu generalnego omawiające plany kampanii. Lecz bitwa już się odbyła, po co więc stoimy, na co jeszcze czekamy? Gabinet figur woskowych? Ja, Ty, My wszyscy?21
Na pytanie, gdzie istnieje nadal świat kresowej wspólnoty, odpowiedź brzmi zatem: w marzeniu, w abstrakcyjnej przestrzeni mitu czy dialogu, a więc i także — w literaturze, rozumianej jako rekonstrukcja najgłębszej struktury 1 „ja" i świata.
19 A. Kuśniewicz Strefy, Warszawa 1976, s. 159. 20 Cz. Miłosz Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada, w: Poezje, Warszawa 1981, s. 374. 21 A. Kuśniewicz Strefy, s. 10, 11.
142 Dostrzeżemy tu kolejną ambiwalencję rozdzierającą prozę o kresach: ciąży ona z jednej strony ku autobiografizmowi i pedantycznej wierności faktom, z drugiej — nasycona jest literacką stylizacją i aluzją. Ostentacyjną literackość l wizji Odojewskiego podkreślał już przed laty Zbigniew Bieńkowski22, Kuś- j niewicz sam chętnie rozsiewa w swych tekstach sygnały stylizacji, odwołując się to do Faulknera, to znów do Gombrowicza, Henryka Rzewuskiego, pisarzy moderny czy ekspresjonizmu. Nie inaczej jest u Konwickiego, W wywiadzie-rzece na sugestię rozmówcy, iż znana z Rojstów scena pielęg- nowania rannego bohatera-partyzanta przez dziewczynę ze szlacheckiego dworku przypomina Wierną rzekę Żeromskiego, odpowiada:
To jest jakby ukłon literacki i świadomy cytat. A zarazem potwierdzenie, że to wszystko się powtarza. Że nie można się wyzwolić od tego schematu. Jednocześnie takie rzeczy po prostu się zdarzały. Bo myśmy życiem realizowali literaturę, a później z tego życia raz jeszcze tworzyliśmy literaturę.23 „__ W Bohini poszedł Konwicki jeszcze dalej, czyniąc zapadłą kresową okolicę z czasów po Powstaniu Styczniowym miejscem spotkania najważniejszych czynników tworzących historię świata w XX wieku. To zejście się w jednym miejscu duchów Lenina, Stalina, Hitlera, Piłsudskiego, z Napoleonem i Alek- sandrem I w tle — pod patronatem Żyda Wiecznego Tułacza i całej jeszcze galerii postaci stylizowanych literacko — świadczy, że autor swe rodzinne strony traktuje przede wszystkim jako krainę mityczną i nieco abstrakcyjną, gdzie toczyć się już mogą tylko „rozmowy zmarłych". ^___ Widać już teraz, że pamięć sama nie wystarcza, by wejść na nowo w utra- ' eony świat kresów: spójność i strukturę nadaje tym wglądom tradycja literacka. To ona jest „językiem pośrednikiem" umożliwiającym porozumie- nie pomiędzy „ja" dawnym a „ja" dzisiejszym pisarza, pomiędzy świadkiem odległej epoki a jego współczesnymi czytelnikami. Nawet najprostsze, migaw- kowe wizje dzieciństwa układają się pisarzom najłatwiej na wzór dziewięt- nastowiecznych gawęd czy „obrazków" (Stojowski, Kuśniewicz), Konwicki jest tyleż „realistą", co niewolnikiem zeszłowiecznych wzorców, a ostatecznej „erozji pamięci", o której wspomina w wywiadzie24, zapobiega u niego skłonność do rytualnego nieomal powtarzania — w różnych historycznych bądź współczesnych sceneriach — tych samych motywów i wątków. Tak jak gdyby pisarz — chcąc siebie i świat utrzymać w ryzach — recytował stale swych poprzedników i siebie samego. A Odojewski?
22 Por. Z. Bieńkowski Ten raj jest piekłem, w: Modelunki. Szkice literackie, Warszawa 1966, s. 199-200. 23 S. Nowicki Pól wieku czyśćca, s. 39. 24 Por. tamże, s. 142 i 145.
143 Ma on zbliżoną do romantyków wizję literatury — najwyższej estetycznej formy poznania i działania. Ale to jeszcze mało. W procesie manifestowanej dobitnie literackości Odojewski tkankę swej prozy nasyca bezustannie ogólnymi i szczegółowymi odwołaniami, aluzjami, przypomnieniami tej najbardziej literackiej naszej literatury, to znaczy literatury romantycznej.25 Temat kresowy z reguły wlecze za sobą jakąś literacką tradycję, za- ryzykować jednak można, iż na przestrzeni XX wieku odwołania do literatury stają się coraz dojrzalsze. Bezkrytyczne raczej powielanie stereotypów — ro- mantycznych czy sienkiewiczowskich — w piśmiennictwie międzywojennym ustępuje dziś literackiej grze u pisarzy takich, jak Konwicki czy Kuśniewicz (nie przypadkiem obaj zaciągali długi u Gombrowicza). U Odojewskiego z kolei trudno mówić o mechanicznym zapożyczeniu motywów-liczmanów; wchodzi on w romantyczną aurę całością swego „ja", artystycznej oso- bowości, dlatego replika literackich wzorców jest u niego twórcza, służy interpretacji dziejów, wpisaniu indywidualnych przeżyć w ludzką tragedię o uniwersalnym zakroju. Maria Janion dość sceptycznie odniosła się do podnoszonego przez krytyków „faulkneryzmu" Odojewskiego.26 Myślę, iż zgoda lub niezgoda na tę diagnozę zależeć będzie od tego, jak szeroko ów „faulkncryzm" rozumiemy. Osobiście odpowiada mi sąd Bieńkowskiego, który napisał przed laty:
Faulkncrowska Ameryka, mimo całej precyzji historycznej, socjologicznej, z jaką jest ukazana, to wielkie uogólnienie, lo świat dzisiejszy w ogóle. Energia tego uogólnienia jest tak olbrzymia, że narzuciło się ono wszystkim literaturom świata. Faulkneryzm to nie styl, to metoda wizji. W naszej literaturze odbił się on w dziełach tak samoistnych i niepodobnych wzajemnie, jak Czarny potok Buczkowskiego i Zmierzch świata Odojewskiego. Jest tu coś i więcej, i mniej niż wpływ. Do faulkneryzmu doprowadził tych pisarzy nie tyle autor Zgiełku i furii, ile świat, świat zgiełku i chaosu, na który patrzyli.27 Czy to przypadek, że obydwa utwory, w których Bieńkowski dostrze- ga polskie wcielenie faulkneryzmu, podejmują temat zagłady kresów? Moż- na by wyliczać długo związki pomiędzy literacką wizją ziem wschodnich a Faulknerowskim hrabstwem Yoknapatawpha: zróżnicowanie etniczne ludności i związana z nim tragiczna wina czy klątwa, „mit prehistorycznej jedności moralnej" (termin Bieńkowskiego)28, zawieszenie zdarzeń w mi- tycznej przestrzeni i czasie przeżywanym w ciągłych inwersyjnych nawrotach, a nade wszystko ciążąca nad bohaterami egzystencjalna rozpacz i tragiczność
25 M. Janion Wobec zla, s. 175-176. 26 Por. tamże, s. 187. 27 Z. Bieńkowski Model człowieka, w: Modelunki, s. 14-15. 28 Por. Z. Bieńkowski Zbrodnia i kara cywilizacji w: Modelunki, s. 145.
144 nieodwracalnych przeznaczeń. Zasadnicza różnica wynika z radykalizmu perspektywy eschatologicznej u polskich pisarzy, radykalizmu zawinionego przez historię i powodującego, że ich wydziedziczenie jest trwałe i nie- odwołalne. -^___ i Mit wygnania z Arkadii — podstawowy topos powojennej literatury I o kresach — korzeniami tkwi głęboko w śródziemnomorskiej kulturze i nie j miejsce tu wyliczać wszystkie jego dostojne parantele. Ale po ostatniej wojnie, na ziemiach wschodniej i środkowej Europy metaforyczna pojemność tego I motywu zdaje się niepomiernie wzrastać. Przytoczmy tu fragment znanego eseju Józefa Wittlina (też zresztą urodzonego na Podolu): I
W pięknej antyfonie Salw Regina, śpiewanej w kościołach katolickich, znajdujemy dwukrotnie słowa: wygnanie i wygnaniec. Autor antylbny nazywa najpierw cały i rodzaj ludzki: exules, filii Haevae, a potem ziemski nasz żywot kwalifikuje jako exilium. Skądże to jesteśmy wygnani? Od wczesnego dzieciństwa prześladował mnie obraz anioła z ognistym mieczem. Była to reprodukcja jakiegoś rokokowego miedzio- rytu czy stalorytu: już nie pamiętam. Oczywiście ten anioł wypędzał Adama i Ewę ;. z raju. Takie właśnie wygnanie miał na myśli pobożny autor antyfony Sahe Regina, i A zatem, przyjmując pogląd wyrażony w tej antyfonie, już. pierwszym naszym rodzicom zawdzięczamy, że pobyt nasz na tej ziemi, bez względu na to, w którym jej miejscu przebywamy i bez względu na to, czy źle czy dobrze tam się czujemy, jest wygnaniem.29 •
Ale — zdaniem Wittlina — „wygnańcem" we własnym społeczeństwie jest także każdy oryginalny artysta, a wygnańcem aż potrójnym — artysta, którego polityczne wydarzenia zmusiły do emigracji. Modelowego „twórcę-wygnańca" podług Wittlinowej recepty ujrzymy w Miłoszu. To on przecie emigrował kilkakroć w życiu: z rodzinnej Żmudzi do Wilna, z Wilna do Warszawy, z Polski do Francji, z Europy do Ameryki — za każdym razem pod przymusem okoliczności, z gorzką świadomością wydziedziczenia, coraz szerzej zresztą rozumianego. Świadomość ta odgrywa u Miłosza ogromną rolę i marną zapewne pociechą jest mu odkrycie, że wydziedziczenie dotyka wraz z nim wszystkich mieszkańców globu — dotyka zresztą inaczej: przez „odmowę pamięci" o przeszłych wydarzeniach30, przez odrzucenie sakralnego, epifanicznego pierwiastka Bytu dla zimnej abstrakcji sejentycznych modeli Kosmosu i człowieka". W tych warunkach wygnanie z okolic dzieciństwa przeradza się u Miłosza z wolna w figurę uniwersalnego wygnania ze świata odwiecznego ładu i pierwotnej niewinności.
29 J. Wittlin Blaski i nędze wygnania, w: Orfeusz w piekle XX wieku, Paryż 1963, s. 140-141. 30 Por. Cz. Miłosz Nobel Lecture — Odczyt w Akademii Szwedzkiej, New York 198 i, s. 42-44. 31 Por. Cz. Miłosz Ziemia Ulro, Paryż 1977, s. 114.
10 - W Polsce czyli... 145 Podobny motyw dostrzeżemy też u innych: u Kuśniewicza bohaterowie w swej „drodze do Koryntu" przemierzają nie tylko szlak wiodący ze wschodu na zachód, ale też — symbolicznie — porzucają dawną, organiczną kulturę, z której wyrośli, dla nowoczesnej kultury mass-mediów, produkującej tylko atrapy i namiastki spełnień. W Strefach zaś czasom współczesnym przyświeca „znak klęski": Kakao. U Konwickiego wydziedziczeni są wszyscy żyjący dzisiaj, w czasach wielkiej mimikry. Ukryci pod przebraniem —jak bohate- rowie Kompleksu polskiego, stojący w kolejce po ostatnią wartość niewąt- pliwą: złoto — tylko niekiedy, chyłkiem, zrzucają swe maski i zaglądają w przeszłość, aby odnaleźć się w minionej autentyczności istnienia. U Odojew- skiego, który jest w istocie pisarzem jednej fabuły, to, co naprawdę ważne, wydarzyło się w latach wojny. Naznaczona piętnem tragiczności zawikłana historia rodziny Woynowiczów i Czerestwienskich staje się u niego figurą miłosno-nienawistnych stosunków między Polakami, Rosjanami i Ukraiń- cami, te z kolei ciążą ku dramatycznemu finałowi, który autor nie przypad- kiem w tytule jednej z książek nazywa „zmierzchem świata".32 O czymże więc piszą w istocie piewcy polskich kresów? O krainie dzieciń- stwa? O pewnym minionym fenomenie kulturowym i etnicznym? Zgoda. Ale ich tematem głównym jest w rzeczywistości ostateczna zagłada dawnej l Europy, której relikty —jak to często bywa — przechowały się na obrzeżach i kontynentu. Exodus z ziem wschodnich i zagłada tamtejszej społeczności \ stały się dla pisarzy figurą sytuacji człowieka w XX wieku — człowieka, ^który także został wydziedziczony, wypędzony z raju kultury organicznej, związanej z naturą i lokalną tradycją, obdarzonej transcendentną sankcją. Nie bez kozery zresztą piszący o kresach podkreślają często odwieczność tamtego świata i jego związki z europejskim dziedzictwem kulturalnym — nic tym najnowszym oczywiście, lecz tym, które leżało u podstaw mitycznej wspólnoty łączącej wszystkie ludy kontynentu.33 I jeszcze jedna sprawa, ważna szczególnie dla narodów zamieszkujących tę część Europy: mit kresów jest mitem radykalnie antytotalitarnym, nie daje się pogodzić z żadną zwierzchnią ideologią — klasową czy narodową —jego istotą bowiem jest tolerancja wobec odmienności i rezerwa wobec wszelkich idei odgórnie i abstrakcyjnie porządkujących społeczną rzeczywistość. Kresy żyją, póki zamieszkują je jednostki obdarzone indywidualnymi przymiotami, ludzie konkretni — dobrzy lub źli, złączeni przyjaźnią lub skłóceni, na własny jednak rachunek. Śmierć przynoszą im funkcjonariusze idei powołu-
32 Por. W. Odojewski Wyspa ocalenia, Warszawa 1965; Zmierzch świata, Warszawa 1962; Zasypie wszystko, zawieje..., Paryż 1973. 33 Podkreślał to np. w różnych esejach Jerzy Stempowski.
146 jacy pod broń narody lub klasy, wprowadzający optykę globalną i kategorie różnicujące członków wspólnoty podług prostackich kryteriów przynależ- ności — kulturowej, językowej, religijnej, politycznej. To przekleństwo odgórnie narzuconej nienawiści odegrało szczególnie niszczącą rolę w Europie środkowej i nie przypadkiem Niemcy także dorobili się własnej literackiej mitologii kresów. Rozdzieleni — chyba na długo — granicami państw narodowych, mieszkańcy dawnej wspólnoty mogą dziś marzyć jedynie o minionej kulturowej otwartości, o trwającym przez wieki dialogu jednostek, do którego prawo przywłaszczyli sobie teraz dyplomaci. I właśnie ta spontaniczna otwartość wobec obcych jest dzisiaj najcenniejszym „zakopanym skarbem", którego strzeże literatura o kresach.
Kraków 1986
|