forum najlepszego rocznika kaliskiego UAM-u :D

ABY ŻYŁO SIĘ ŁATWIEJ


#1 2008-11-22 09:14:40

maciek

licealista

Zarejestrowany: 2007-02-11
Posty: 68
Punktów :   

litratura Galant

Exodus
           (ewolucja obrazu kresów po  wojnie)

   „Temat wschodni" jest w literaturze polskiej jak gdyby próbą opisu odciętej
ręki, która nadal boli. Obecny na przestrzeni całego okresu istnienia niepod-
ległego państwa, odradzał  się w różnych formach  przez dziesięciolecia,
pojawiając się niespodzianie w twórczości pisarzy, którzy ziem na wschód od
Bugu nie mogli już pamiętać nawet z wczesnego dzieciństwa.
   Tylko pozornie bowiem kolejne ustalenia granic dotykały jedynie tych,
którzy za  Bugiem  przeżyli pierwsze olśnienie światem. Gdyby tak sądzić,
przesunięcie na zachód stwarzałoby głównie problemy natury sentymentalnej.
I niechże sobie  pisze Kuśniewicz swe Strefy bądź Mieszaniny obyczajowe,
niech maluje Konwicki czy Miłosz podwileńskie krajobrazy. Gdy to pokolenie
wymrze, zniknie też ich tęsknota, a nowe roczniki stworzą rychło mitologię
innych, własnych okolic dzieciństwa. Ba, gdybyż o to jedynie chodziło!
Ustanowienie granicy Polski międzywojennej, a  następnie przesunięcie jej
dalej na zachód po drugiej wojnie światowej, zmieniło w sposób zasadniczy
nie tylko obszar państwa, ale i jego ideę. Granica z traktatu ryskiego, będąca
wynikiem militarnego i politycznego kompromisu, odzwierciedlała też w pew-
nej mierze kompromis pomiędzy dwiema koncepcjami Rzeczypospolitej:
wizją piłsudczyków — federalistycznego, wielonarodowego państwa oraz
ideą państwa narodowego, której sprzyjali politycy Narodowej Demokracji.
W istocie jednak Polska międzywojenna nie była ani jednym, ani drugim.
Nawiązując do tradycji Rzeczypospolitej dwojga, czy raczej trojga narodów,
była zbyt słaba, by temu powołaniu sprostać, zarazem nie potrafiła wchłonąć
kulturowo swych licznych mniejszości narodowych ani zapobiec ich dążeniom
do samostanowienia bądź — niekiedy — ciążeniu ku społecznościom współ-
braci żyjących za wschodnią czy północną granicą.
   Równocześnie jednak tradycja Polski przedrozbiorowej, podtrzymywana
przez literaturę  i sztukę, była na tyle silna, że proces żegnania się z pod-
sycanymi przez  nią złudzeniami był długi i dramatyczny. Exodus Polaków
ze wschodu, fizyczne i duchowe  przenosiny z wielokulturowej wspólnoty
do jednorodnego etnicznie państwa o zawężonym obszarze żywej tradycji,
trwał niezwykle długo, był bolesny, a po drodze obfitował w tragiczne
konflikty i rzezie. Literatura towarzyszyła mu od samego początku, a w jej
przemianach  odbija się  dosyć  wiernie ewolucja światopoglądu, poczucia
przynależności — i destrukcja wspólnoty ludzi z  kresów. Spróbuję pokazać
to na kilku wyrazistych przykładach, czerpanych głównie z piśmiennictwa
po 1939 roku.

9 — W Polsce czyli... 129

   Pytanie o skutki przesunięcia granic pociąga za sobą natychmiast pytanie:
gdzie one przebiegały wcześniej? Niepodobna na to pytanie udzielić jedno-
znacznej odpowiedzi. Trudno wszak traktować jako granicę państwa ad-
ministracyjnie wyznaczone rubieże Priwislańskiego kraju czy austro-węgier-
skiej Galicji. Reakcją na wymazanie Polski z map w okresie rozbiorów było
faktyczne zatarcie w Polakach poczucia utożsamienia mitycznej ojczyzny ze
ściśle określonym terytorium. Dlatego „rację" miał Alfred Jarry lokując
akcję Króla Ubu „w Polsce czyli nigdzie", ale „rację" miał też współczesny
prozaik Piotr Wojciechowski, który tę samą imaginacyjną Polskę umieszczał
nieledwie „wszędzie" (w Europie, rzecz jasna). Akcja powieści Czaszka
w czaszce rozgrywa się w fantastycznym państwie obejmującym pół  kon-
tynentu i będącym czymś w rodzaju zmitologizowanej ojczyzny dziewiętnas-
towiecznych Polaków. Przecież  „u siebie" czuć się oni mogli na rozległych
obszarach państw  zaborczych,  ale  też w Paryżu,  Rzymie, Rapperswilu,
słowem wszędzie, gdzie  istniały kultywujące  polskość znaczące  ośrodki
emigracyjne.
   Szczególna płynność  cechuje granice  obecności żywiołu polskiego na
wschodzie. Z jednej strony statystyczne wyliczenia kazałyby umieszczać owe
granice niedaleko sławetnej „linii Curzona", z drugiej:  osadnictwo polskie
sięgało — wyspami dworów, pałaców czy zaścianków — setki kilometrów
w głąb ziem wschodnich aż po Kijów, gdzie liczna kolonia polska ogrywała
znaczącą rolę w życiu miasta przed rewolucją1. Obok uwiecznionych przez
stereotyp „polskich panów" mieszkali na tych terytoriach także liczni przed-
stawiciele schłopiałej drobnej szlachty, by  nie wspominać o rzeszach nie
przywiązanej do ziemi inteligencji — często wyzutej z majątków po powstaniu
1863 roku.2


  1 Por. np. J. Iwaszkiewicz Książka moich wspomnień, Warszawa 1975; M. Czapska
Europa w rodzinie, 'Paryż 1970, i Czas odmieniony, Paryż 1978; S. Garztecki Codzienna
prasa polska w Kijowie w latach 1906-1918, „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa
Polskiego", t. VIII, z. 1.
  2 „W Mińszczyźnie, jak i na całych ziemiach Wschodniej Rzeczypospolitej, aż do
Dźwiny i Dniepru, gęsto rozsypane były zaścianki i okolice, tj. całe wsie szlacheckie,
bytem zrównane z ludem okolicznym, ale różniące się wyznaniem rzymskokatolickim
i  przywilejami szlacheckimi od pańszczyźnianych chłopów.
   Te dalekie rozgałęzienia wpływów osadnictwa polsko-katolickiego zostały  zaraz
po rozbiorach podcinane  i tępione. Począwszy od Katarzyny II każde  panowanie
przynosiło nowe surowe ukazy i zarządzenia, ograniczające liczebnie uprzywilejowany
stan szlachty polskiej. Nie  mogąc wykazać się wywodami szlachectwa i genealogiami
sięgającymi aż jedenastu pokoleń wstecz, nie posiadając ziemi lub uczepieni pańskiej
klamki, drobna szlachta polska była spychana do stanu chłopskiego, z  okropnymi
wówczas tego konsekwencjami." (M. Czapska Europa w rodzinie, s. 195).

130

   Gdzie mieszkali ci wszyscy ziemianie, inteligenci, drobni gospodarze?
Zaryzykować można tezę, iż równolegle do rosyjskiego czy austro-węgier-
skiego imperium zamieszkiwali oni mityczną Rzeczpospolitą Jagiellonów,
a zatem państwo skupiające pod swymi skrzydłami ludzi różnych narodowo-
ści, kultur, religii, języka. Wojna i rewolucja, obalając władzę cesarzy, ożywiły
ten mit i Polacy z kresów niejako naturalnie poczuli się na nowo obywatelami
nie istniejącej od ponad stulecia politycznej wspólnoty. Reaktywowanie tej
wielkiej Rzeczypospolitej stało się dla nich od początku głównym zadaniem,
któremu poświęcali się z całym oddaniem i samozaparciem, nie dostrzegając,
że wszystko wokół się zmieniło, a ich sąsiedzi — obcoplemiericy — zyskali
nową świadomość i nowe poczucie społecznej czy narodowej przynależności.'
Na to poczucie narodowej odrębności, pielęgnowane uprzednio przez zabor-
ców w myśl zasady divide et impera, nałożyły się nowe polityczne podziały,
zrodzone przez rewolucję. Wszystkie te konflikty, utrzymywane przejściowo
w ryzach w  latach pokoju, wybuchały  na nowo w  sytuacji politycznego
chaosu, by osiągnąć szczytowe natężenie w czasach drugiej wojny światowej.
Wtedy to — w powodzi masowych  mordów i powszechnej a  podsycanej
przez zmagające się potęgi nienawiści — kresowa wspólnota narodów i kultur
ostatecznie przestała  istnieć.
   Dwudziestowieczna polska literatura o kresach karmi się bez wątpienia
stereotypami stworzonymi w ubiegłym stuleciu. To romantycy jako pierwsi


3 Interesujący przykład  tego niezrozumienia sytuacji przytacza Maria Czapska:
„Jeszcze przed przewrotem bolszewickim został zwołany w  Mińsku, przez Polaków,
w wielkiej sali Towarzystwa Rolniczego, wiec obywateli białoruskich, mających drogą
powszechnego głosowania wypowiedzieć się o przyszłości kraju.
   Przewodniczyli temu zebraniu dwaj najbardziej zasłużeni jego obywatele, Roman
Skirmuntt i Edward Woyniłłowicz. Wszyscy kochaliśmy nasz kraj rodzinny i nigdy
byśmy go nie opuścili, urodzeni i wychowani w Białorusi, ale nie zdawaliśmy sobie
sprawy z jej odrębności i już skrystalizowanego narodowego uświadomienia.
   Przez wieki polskiego przewodnictwa na Litwie i Białorusi elita narodu, z wielką
dla tego narodu szkodą, polszczyła się i odpływała od swego  podłoża.
   Nasi sąsiedzi,  ogromna większość ziemiaństwa  i mińskiej inteligencji, wyrośli
z białoruskiego pnia, ale wzbogaceni i nobilitowani (...) włączali się stopniowo do
napływowego elementu polskiego przyjmując język, obyczaje i wyznanie kolonizato-
rów, bogacąc swymi znamiennymi walorami tężyzny i bitności element polski, zamiast
tworzyć elitę swego narodu; ten sam proces odbył się na Litwie etnograficznej  (...).
Toteż kiedy zażądano od wiecu mińskiego odpowiedzi na pytanie, czy Białoruś ma
ustalić swój byt jako niezależna republika, czy też ma być  połączona, jak przed
rozbiorami, z Polską, głosowano ogromną większością za połączeniem z Polską. (...)
Przeciwko połączeniu z  Polską opowiedzieli się obaj przewodniczący, Roman Skir-
muntt i Edward Woyniłłowicz, mieliśmy im to wówczas za  złe, nie pojmując zagad-
nienia" {Czas odmieniony, s. 42-43).

                                                                    131

opiewali egzotykę tamtejszej  przyrody — odwieczność puszcz litewskich
czy niezwykły nastrój bezkresnych stepów  Ukrainy,  oni  też (Malczew-
ski, Goszczyński, Słowacki) fascynowali się  ponurą historią narodowych
i  społecznych konfliktów na  tych  ziemiach. Wreszcie pod  koniec wieku
zespół stereotypów najbardziej popularnych stworzył Sienkiewicz i jego
to oczyma patrzyli na  kresy  pisarze kilku  kolejnych dziesięcioleci.  Ale
Sienkiewicz i inni twórcy okresu  zaborów  żyli w Polsce  imaginacyjnej,
a zatem nie w rzeczywistym,  konkretnym państwie polskim, a w ojczyź-
nie duchów, która była przede wszystkim postulatem moralnym pod
adresem Ducha Dziejów. To właśnie etyczny porządek historii miałby
Polakom  — jeśli  okażą się  tego  godni — przywrócić wolną ojczyznę
w dawnych granicach. Stąd właśnie dziewiętnastowieczni pisarze widzieli
chętnie polską misję na wschodzie w kategoriach .moralnych.  Ich boha-
terowie — obywatele  mitycznej Rzeczypospolitej — gdy tylko stali męż-
nie przy swej tradycji,  wierze i obyczaju, wieńczyli swe  sprawy happy
endem (na mniejszą lub większą skalę), co czytelnikom  pozwalało  nadal
żywić  nadzieję, że dobro zwycięży i że „Pan  Bóg jest po  stronie  Pola-
ków".
  Obrazy kresów w literaturze międzywojennej pozostawały w dużej mie-
rze pod wpływem romantycznych i sienkiewiczowskich wzorców.4 Tyle że
wojny i rewolucje pierwszego dwudziestolecia naszego wieku przydały
konkretu romansowym wizjom, a także urealniły „nagrodę", którą Polak
otrzymuje za wierność swym  ideałom.  Bohater tych utworów to na ogół
żołnierz broniący odradzającej się ojczyzny przed rewolucyjną pożogą lub
kresowy pionier, którego dwór staje się ostoją moralności, religii, obywa-
telskiego ducha i heroizmu pośród żywiołów nieoświeconych, podatnych
na polityczną agitację z zewnątrz.  Nuta ksenofobii, tak wyraźna w  po-
wieściach i  opowiadaniach pierwszego okresu niepodległości5, ustąpiła
potem ujęciom bardziej obiektywnym, zawsze jednak wizja kresów wspie-
rała się o historyczny konkret, kresy bowiem istniały, przysparzając zre-
sztą kłopotów świeżo  odrodzonemu państwu.
  Wrzesień 1939 roku  i następujące  po nim wydarzenia zasadniczo zmieniły
optymistyczną perspektywę literatury o kresach, lecząc  ją  skutecznie ze
złudzeń i  zarazem uniemożliwiając kontynuowanie  tradycyjnych roman-
sowych wzorców. Model powieści o kresach przeszedł proces przyspieszonego
dojrzewania. Przyjrzyjmy mu się wpierw tam, gdzie na pozór żadne zmiany

4 Por. B. Hadaczek Proza kresów wschodnich  w  dwudziestoleciu międzywojennym
(rekonesans), „Ruch Literacki" 1986 z.  4.
5 Por. np. E. Małaczewski Koń na wzgórzu, Warszawa 1923.

132

jeszcze nie zaszły — w utworach argentyńskiego emigranta Floriana Czar-
^njszewicza.6
   Swą pierwszą i  najlepszą powieść, Nadberezyńców,_ poświęconą losom
Polaków z ziem między Berezyną a Dnieprem w pierwszym dwudziestoleciu
naszego wieku, rozpoczyna pisarz w aurze przywodzącej na myśl romanse
Sienkiewicza czy Rodziewiczówny. Jego bohaterowie — szlachta zagrodowa
z najdalszych kresów — żyją jeszcze ideą dawnej Rzeczypospolitej, a autor,
choć wierny historycznym losom tego skrawka ziemi, próbuje kształtować
fabułę podług tradycyjnych wzorców. I tak główna postać utworu, Kostek
Wasilewski, przeżywszy epopeję walk w obronie polskości, otrzyma w końcu
nagrodę w postaci najpiękniejszej dziewczyny i polskiego munduru. Kostkowi
niewiele jednak  przyjdzie  z  tych darów losu, skoro jego  ukochana i tak
pozostanie poza granicznym kordonem. Rzecz osobliwa: akcja utworu ciąży
ku jakiejś wersji happy endu niejako na mocy praw poetyki, podczas  gdy
historia niewiele ma bohaterom do zaoferowania. W tych warunkach fabuły
nie można zwieńczyć w obrębie jednego tomu, „bohater kolektywny" bowiem,
którym u Czarnyszewicza  jest  społeczność zaberezyńskich Polaków, cierpi
nadal —jego dalsze dzieje odmalowują więc kolejne powieści cyklu. Pisząc
w sienkiewiczowskim stylu i „ku pokrzepieniu serc", autor niczego specjalnie
krzepiącego nie ma niestety do zakomunikowania. Dlatego na koniec — miast
w wolnej  Polsce — bohaterowie jego lądują w Argentynie i tam zaznają
wszelkich goryczy tułaczki,  a  jeśli nawet odnajdą się w  finale  powieści,
krajowi rodzinnemu nic z  tego przyjść nie może.
   Jeśli coś odróżnia Czarnyszewicza jako piewcę kresów od jego następców,
to naiwna dosyć wiara w odrodzenie Polski w jagiellońskich granicach. Jego
„nadberezyńcy" to rasa ludzi, których nie złamią żadne dziejowe  klęski
i przeciwności. Oddzieleni od kraju już granicą z traktatu ryskiego, czekać
będą cierpliwie na swojej rodzinnej ziemi, przechowując dla następców cnoty
patriotyczne, religię i dawny obyczaj. Dla Czarnyszewicza  więc kresowy
świat istnieje nadal — wbrew  politycznym klęskom, jest czymś w rodzaju
zakopanego skarbu czekającego na herosa-zdobywcę.
   Ideologia społeczna i państwowa twórcy Nadberezyńców warta jest kilku
słów komentarza:  deklaruje się on jako człowiek  lewicy a zarazem anty-
komunista. W pierwszej powieści cyklu przejawia do tego polski nacjonalizm,
z którego  wycofuje się w  Wiciku Żywicy, gdzie powołuje coś w rodzaju
polsko-białoruskiego przemierza: z jednej  strony przeciw „czerwonym" zza
niedalekiej granicy, z drugiej — przeciw samolubnym polskim pankom oraz

6 Nadberezyńcy, Buenos Aires 1942; Wicik Żywica, tamże 1953; Losy pasierbów,
Paryż 1958; Chłopcy  z Nowoszyszek, Londyn 1963.

                                                                 133

skorumpowanym urzędnikom młodej Rzeczypospolitej. Patriotyzm Czar-
nyszewicza — najpiękniejszy, jaki znam — nie jest więc w żadnym razie
solidarnością opartą o etniczne podstawy, lecz  wiernością pewnym od-
wiecznym ideałom. Polskę wyobraża sobie pisarz jako ojczyznę wolności,
sprawiedliwości i dobra, wspólny dom  różnych, żyjących w  zgodzie  lu-
dów, nie zaś jako państwo uciskające mniejszości narodowe.  Stanowisko
takie nie było zresztą odległe od koncepcji formułowanych w obozie pił-
sudczyków.  Rzecz w tym, iż prostoduszny autor Nadberezyńców przyznać
musi z niejakim zaskoczeniem, że jego  wizje nie w każdym z potencjal-
nych sojuszników budzą pozytywny  oddźwięk. Swoje racje społeczne i na-
rodowe mają nieufni a srogo przez historię doświadczeni Białorusini, au-
tor odnotowuje  też — ze zgrozą •— popularność  komunistycznych idei
nawet wśród niektórych zaberezyńskich  Polaków. Są to wprawdzie drob-
ne rysy na monolicie, zostały wszelako zauważone; inni autorzy poświęcą
im później znacznie więcej uwagi.
  Bardziej drastyczne niż u Czarnyszewicza doświadczenia są tematem dzieł
tych pisarzy, którzy na zabużańskich ziemiach dotrwali do 17 września 1939
roku.  Relacje o exodusie polskiej ludności — uciekającej  za granicę bądź
wywożonej transportami do obozów pracy na wschodzie czy północy — są
nader liczne i niekiedy (jak w przypadku  Innego świata Herlinga-Grudziń-
skicgo) przekraczają progi literatury wysokiej7, skupimy tu jednak uwagę
raczej na utworach powieściowych, proponujących wizję syntetyczną zamiast
subiektywnie rejestrowanych faktów.
  Przykładem takiej nowej  generacji literatury o kresach są powstające
sukcesywnie od lat czterdziestych na emigracji powieści Józefa Mackiewicza.
Ich faktograficznym punktem wyjścia są — tak jak  we wcześniej  wspo-
mnianych relacjach — przeżycia samego autora. Materiał autobiograficzny
pojawia się jednak na tle bardzo szeroko zarysowanej panoramy politycznej.
Lewa wolna, Droga donikąd, Nie trzeba głośno mówić, nie licząc drobniejszych
opowiadań i fragmentów, ukazują  kolejne fazy dezintegracji wspólnoty
kresowej, rozjątrzenie konfliktów społecznych, a nade wszystko narodowych,
podsycanych z obu  stron przez zmagające się potęgi. Żywiołem utworów
Mackiewicza nie jest już romansowa historia bohaterów, lecz polityka.  To
ona warunkuje fabularne rozstrzygnięcia, te z kolei demonstracyjnie  za-

7 Por. np.: M. Wańkowicz Dzieje rodziny Korzeniewskich, Tel Aviv 1942; J. Czapski
Wspomnienia starobielskie, Rzym 1944, i Na nieludzkiej ziemi, Paryż 1949; A. Krako-
wiecki Książka o Kolymie, Londyn 1949; M. Rudzka [B. Obertyńska] W domu niewoli,
Rzym 1946; H. Naglerowa Kazachstańskie noce, Londyn 1958; W.  Grabiński Między
miotem a sierpem, Londyn  1947; J.  Krzysztoń Wielbłąd na stepie, Warszawa 1972;
A. Wat Mój wiek. Pamiętnik mówiony, Londyn 1977.

134

przeczają odziedziczonym po literackiej tradycji stereotypom. Żadne miłe
złudzenia co do moralnego porządku dziejów, przyrodzonej mądrości na-
rodów itp. nie dyktowały już Mackiewiczowi,  jak  ma kształtować losy
swych bohaterów. Wiedział także, ze jego idea radykalnie antykomunis-
tycznego internacjonalizmu  nie może liczyć na powszechną akceptację,
przyjął więc rolę nienawistnego dla większości outsidera i weredyka. Gro-
madzone przezeń pedantycznie fakty i dokumenty8, liczne  splatające się
wątki  fabularne  służą przede wszystkim uzasadnieniu politycznej tezy
o zgubnej  roli nacjonalizmu. Podrzucony  on został  przez komunistów
— niczym koń trojański — ludom wschodniej Europy, by je z sobą skłó-
cić i skłócone zniewolić.
  Kasandryczny ton powieści Mackiewicza wyklucza pozytywne rozwiązania
fabuł. Bohaterowie bądź popełniają polityczne błędy, bądź nie mają wpływu
na wydarzenia — dlatego najczęściej płacą życiem za  pieniący  się wokół
absurd. Autor nie dba o kontynuowanie poszczególnych wątków rozbudo-
wanej  akcji powieściowej. Widać to najlepiej w Nie  trzeba głośno mówić,
gdzie co  chwila ktoś ginie,  a wraz z tym urywa się  jedna z nitek fabuły.
Trudno jednak oczekiwać od Mackiewicza pietyzmu wobec jednostkowych
ludzkich losów: nie rządzi wszak nimi żadna wyższa mądrość — już prędzej
indywidualna lub zbiorowa głupota. Dlatego w jego powieściach zdarzenia
nie chcą się złożyć w żaden łatwy morał; wielowątkowa i epizodyczna akcja
rwie się w wielu miejscach, bohaterowie giną bezsensownie, a tym, którzy
przeżyją, autor nie ma do  zaofiarowania żadnej pozytywnej alternatywy
poza walką na śmierć i życie bez gwarancji sukcesu albo ucieczką i ewentualnie
dalszą egzystencją w  cieniu wszechobecnej politycznej groźby.
  Pisarstwo Mackiewicza w dziejach dwudziestowiecznej literatury o kresach
stanowi punkt zwrotny. Proza międzywojenna, jak się rzekło, wykorzystywała
jeszcze w dużym stopniu stereotypy — fabularne, aksjologiczne — stworzone
w ubiegłym stuleciu,  wykorzystywała z wiarą, że mówią one jakąś prawdę
o historii i jej prawidłach, o losie polskim. Po Mackiewiczu pewien rodzaj
złudzeń nie jest już możliwy, odrzucał on bowiem narodową optykę i uprze-
dzenia zrodzone z tradycji, ideologii lub przynależności do grup społecznych.
Charakterystyczna jest tutaj nienawiść, jaką żywi jedna z jego bohaterek,
Klara Miasojedowa9, do rewolucyjnej „prawdy kolektywnej" lub do „opinii
publicznej", zawsze skłonnej do fałszowania rzeczywistości w imię zbiorowych
wmówień. I jeśli polityczny program Mackiewicza mam dziś za całkowicie

8 Np. powieść Nie trzeba głośno mówić (Paryż 1969) zaopatrzona jest na końcu
w obszerną bibliografię źródeł historycznych.
9 Bohaterka Sprawy pułkownika Miasojedowa, Londyn 1962.

                                                                 135

      abstrakcyjny, oderwany od realiów życia, to chłód i ostrość jego spojrzenia
      na dziejowe fakty doprawdy budzić mogą podziw.10
        Rzecz jasna, pisząc o „literaturze polskiej po Mackiewiczu", nie sugeruję
      bezpośrednich zależności: proza autora Drogi donikąd przez kilka dziesięcio-
      leci nie była z politycznych względów w Polsce znana. Chodzi mi raczej
      o pewne wspólne doświadczenie historyczne, zmieniające literacką optykę,
      które na Mackiewicza  wywarło wpływ największy. Równolegle z nim na
      przykład Leopold  Buczkowski pisał  Czarny potok i Borycki krużganek
      — przepełnione obrazami  okrucieństwa powieści o zagładzie kresowych
      Żydów, gdzie polityka  nie odgrywa wprawdzie roli, ale również literackie
      stereotypy pękają, akcja zaś rozsypuje się w mozaikę drastycznych epizodów,
      które dopiero ex post, z mozołem, da się uporządkować logicznie. Wspólne
      Mackiewiczowi i Buczkowskiemu jest swoiście bezlitosne widzenie  śmierci:
      nie opromienia jej już żadna wyższa zasada, przestaje być „ofiarą na ołtarzu
      historii", za którą Duch Dziejów przyniesie odpłatę; staje się tym, czym jest
      — krwawym bezsensem, fizyczną męczarnią, u której kresu pozostaje tylko
      pustka.
—~-^*N  Po drugiej wojnie światowej nowe granice ostatecznie oddzieliły od siebie
      narody, kresy jako miejsce spotkania odmiennych kultur przestały istnieć.
      A jednak „temat wschodni" w literaturze polskiej nie obumarł, zmienił tylko
      swą funkcję i poetykę, w jakiej się przejawia. Od punktu  zerowego, który
      stanowią zdesakralizowane opisy zagłady u Mackiewicza czy Buczkowskiego,
      wiedzie niespodzianie droga na powrót do mitologii — tak jakby kresy,
      odbudowując się w  literackich obrazach, już poza wszelką  realnością tu
      i  teraz, potrzebowały  koniecznie mitu jako  spoiwa  wiążącego  pamięć.
      Mitologizują więc zarówno Miłosz, jak Stryjkowski, Konwicki, Odojewski,
      Kuśnicwicz, Stojowski,  Paźniewski czy najmłodszy  z nich  —  Jurewicz,
      mitologizują już poprzez sam akt zwracania się ku temu, co nie istnieje i nie
      ma szans odrodzenia; ale robią to inaczej niż poprzednicy, mit kresowy nie
      ma już bowiem dla nich bezpośrednich, praktycznych odniesień, nie nakłania
      do działań, służy jedynie do rozpoznania własnej egzystencjalnej sytuacji,
      odnalezienia się w tradycji, a może też — do zrozumienia przemian, jakie
      zaszły w kulturze dwudziestowiecznej Europy.
        Powojenna literatura maluje obraz kresów z geograficznego i temporalnego
      dystansu, z podobnym dystansem ujmuje też mit kresowy. W latach  między-


      10  Dziwaczność radykalnie antykomunistycznego programu Mackiewicza polega na
      tym, że choć każe on  zwalczać „czerwonych" z bronią w ręku, to jednocześnie nie
      dowierza żadnym potencjalnym sojusznikom, pomawiając wszystkich o świadome lub
      nieświadome wysługiwanie się wrogowi.

      136

wojnia  społeczność mieszkająca za Bugiem mogła być jeszcze widziana
z bliska, w procesie ewolucji, której kres nie był autorom znany. Stąd spora
liczba utworów „rodzajowych" ", w których konflikty są fragmentem szerzej
rozumianej dynamiki społecznej  świeżo powstałego i jeszcze wewnętrznie nie
zintegrowanego państwa./W literaturze powojennej dominuje perspektywa  j
eschatologiczna, świadomość bliskiego końca i rozproszenia kresowej społecz-  \
ności. W  tych warunkach warstwa zdarzeniowa powieści czy opowiadań
przywoływana jest do istnienia tylko dzięki wysiłkom pamięci i wyobraźni,
fakty tracą  stopniowo twardą  konsystencję, stając się przede wszystkim
„faktami  psychologicznymi", a ich następstwem poczyna rządzić logika
marzenia.
  Któż miałby być jednak tym „marzycielem", w którego wyobraźni pojawia
się świat kresowy? Przede wszystkim, rzecz jasna, sam autor, pełniący rolę
świadka i zarazem medium, poprzez które umarła rzeczywistość wciąż jeszcze  I
jest ożywiana. Ale ten autor właśnie nie jest świadkiem w pełni wiarygodnym,
uległ bowiem przeobrażeniu; przenosząc się w inne otoczenie i inny czas, stał
się człowiekiem rozszczepionym wewnętrznie,  rozdwojonym nieuleczalnie
na „tam"  i „tutaj". Dlatego pamięciowe rekonstrukcje stają się chwiejne,
fakultatywne, uzależnione od potrzeb i tęsknot doznawanych dziś; obrazy
przeszłości malowane są jawnie  stronniczo i suh speeie  teraźniejszości. Nie
przypadkiem u Konwickiego perspektywa dzisiejsza i perspektywa wczorajsza
przeplatają się w większości książek12, a Kuśniewicz w I części Stref każe
współwystępować bohaterom z  krainy dzieciństwa i ich o kilkadziesiąt lat
starszym  współczesnym wcieleniom. Proceder  ten odbija się  zwykle na
narracji: kreowany przez autora narrator syntetyczny  kojarzy w sobie
świadomość człowieka dzisiejszego i uczestnika zdarzeń, a napięcie, tworzące
się na styku tych dwu świadomości, staje się głównym elementem dynamizu-
jącym dzieło.                                                     -.....—»
  W nowej sytuacji historycznej do tradycyjnej  mitologii kresów nie można |
już powracać z dobrą wiarą. Przekształca się ona w system znaków rozpoz- |
nawczych, funkcjonujących w ramach mitu szerszego, o bardziej uniwersał-  *
nym zakroju. Wydaje się bowiem, że autorzy poszukujący swych kresowych
korzeni pragną przede wszystkim zracjonalizować ogarniające ich poczucie
osobistej klęski i  wydziedziczenia — poprzez  zestawienie jednostkowego
losu z  przemianami  kulturowymi zachodzącymi w skali kontynentu czy


" Por. np. S. Rcy Kropiwniki,  Kraków 1962; L. Buczkowski Wertepy, Warszawa
1957 (napisana w 1937); Z. Bohdanowiczowa Droga do Daugiel, Poznań 1938.
12 W Kronice wypadków miłosnych  (1974) dochodzi  wręcz do spotkania bohatera-
-chłopca z jego starszym o kilkadziesiąt lat współczesnym wcieleniem.

                                                                 137

       nawet całego globu. Tym mitem uniwersalnym, do którego się odwołują, jest
<f"     mit Arkadii i związany z nim mit zagłady „wysp szczęśliwych".
  T~~----Arkadjóskośćokresowego świata motywowana jest w literaturze na kilka
Ą J   sposobów. Ziemie wschodnie — i to jest motywacja najprostsza — są dla
       większości autorów dzisiejszych krai'ną~Ł"dzieciTKtwa7"1crainą pierwotnych
       doznań i olśnień, prywatnym „ogrodem TaJemińc^TTtTealruin akcji utworów
       stwarza  swoisty  wzorzec organizacji przestrzeni,  przenoszony później na
       inne krajobrazy, które piszący napotyka w swych wędrówkach. Tak jest
       z zamkniętą scenerią Doliny Issy  Miłosza, z „trójkątem łąk" u Kuśniewicza
       i znów z doliną  — u  Konwickiego13.  Przeciwstawiona szarej i nieistotnej
       rzeczywistości, w której bohater (i autor) bytują dzisiaj, Arkadia dzieciństwa
       wydaje się światem „prawdziwszym", naznaczonym transcendentną sankcją:
       zdarzenia w nim obdarzone są nie przedawniającym się znaczeniem, a barwy
       nigdy  nie płowieją.  Młodocianemu bohaterowi w tamtym,  zamierzchłym
       i na zawsze  utraconym świecie  zostaje zadana do rozwikłania zagadka,
       zadanie kryjące w sobie sens całego życia — i dlatego właśnie nie poddające
       się nigdy do końca próbom rozwiązania.14 Wygnańcy z kresowej Arkadii
       tym się odróżniają od reszty ludzi, że noszą w sobie psychiczny węzeł nie
       dający się rozsupłać. Ta niemożność wynika oczywiście stąd, że wygnaniec
       nie może już powrócić do miejsca, w którym zawęźlenie powstało; potrafi
       jedynie w nieskończoność recytować formułę zagadki, wspominać okolicz-
       ności,  w których została zadana, i przymierzać ją — to do tradycji, to znów
       do zdarzeń współczesnych, poszukując zwierzchniego paradygmatu tłuma-
       czącego jego los.
         W Arkadii wszystko więc godne jest troskliwego opisu i przypomnienia,
       każdy atom rzeczywistości obarczony  jest znaczeniem:
       Oto stół nakryty do śniadania: na serwetkach wyplecionych z rafii pękate filiżanki.
       Pamiętam je, stary fajans francuski, zielono malowany  w girlandy; na dnie talerzy
       i filiżanek  krajobrazy sielskie: jak zjesz czy wypijesz,  widzisz w nagrodę katastrofę
       okrętową albo dyliżans napadnięty  przez  wąsatych zbójców. Samowar miedziany
       z Tuły; kwiaty  w wysokim szkle; koszyk, a w koszyku pachnące białe rogaliki
       dla dziadka, cienko pokrojony razowiec dla ojca i słodkie plasterki  babeczki,
       którą zajadać  będę zaraz z galaretką porzeczkową, konfiturą z wiśni, a może
       z miodem?15


       13 O motywie doliny w swojej twórczości mówi Konwicki w rozmowie ze Stanisławem
       Beresiem — S. Nowicki [S. Bereś] Pól wieku czyśćca, Londyn 1986, s. 9.
       14 O twórczości jako nigdy do końca nie zrealizowanej próbie rozwiązania osobistej
       zagadki egzystencji pisał już przed wojną inny mieszkaniec Kresów — Bruno Schulz
       (Bruno Schulz do St. I. Witkiewicza, „Tygodnik Ilustrowany" 1935 nr 17).
       15 A. Stojowski Podróż do Nieczajny; Chłopiec na kucu, Warszawa 1974, s. 7.

       138

  Tak wygląda obraz stołu u Andrzeja Stojowskiego; podobnie wrażliwy na
konkret, na materialny szczegół są i Miłosz w Dolinie Issy, i Kuśniewicz we
wszystkich swych powieściach, i Konwicki. Z daleka patronuje tym opisom
Mickiewiczowski Pan Tadeusz  — główny  na polskim gruncie wzorzec
literatury ocalającej od niepamięci. Fragmenty opisowe nader często odwołują
się do motywu ożywienia fotografii (Stojowski, Kuśniewicz), świat w nich
pojawia się zatem w dwu stanach skupienia: jest wskrzeszonym momentem,
uwiecznioną chwilą — ale także czymś, co trwa przez dziesięciolecia, elemen-
tem mitycznego, powtarzalnego  rytuału (stąd często  w takich miejscach
narracja w pierwszej osobie liczby mnogiej i użycie czasowników w formie
iteratywnej).
  Trudno odróżnić tutaj, co wynika z dziecinnego  złudzenia bohatera
wierzącego w trwałość swego świata, co zaś z  zamysłu autora malującego
odwieczność tradycji. Istotne jest, że każda drobina opisywanej rzeczywistości
ma swoje miejsce w kosmicznym porządku, ma też — tym samym — charak-
ter swoiście sakralny.
  Wszelako  Arkadia to nie tylko  kraina dziecinnego olśnienia światem. To   ,_-,  )
także niiejsce, gdzie rozliczne żywioły bytują w zgodzie obok siebie. Wszystkie ~<-.- J
relacje z kresów —- zarówno te wspomnieniowe, jak czysto literackie'— mu-     '
siały oczywiście kłaść nacisk na mozaikowy charakter tamtejszej społeczności,
ale  w piśmiennictwie powojennym w szczególny sposób zaznaczyła się
tendencja do traktowania ziem wschodnich jako obszaru, na którym zreali-
zował się mit pierwotnej wspólnoty ludów,  narodów  i kultur. Dziwna to
koegzystencja — gdyż obok wizji „zgody narodów" nie mniej często zjawiały
się obrazy apokaliptycznych rzezi, arkadyjskie zbratanie  bardziej  przeto
było postulatem niż rzeczywistością, jako  mit wszelako funkcjonowało
w literaturze  dość powszechnie i zapewne odsyłało do jakichś bardzo istotnych
doświadczeń pisarzy z okresu młodości.
  Weźmy tu na  przykład Kuśniewicza: w jego Strefach czy W drodze do
Koryntu wspólnota łączy prędzej dzieci — one same,  dorastając, uczą się
wzajemnej nienawiści. Ale mit „zgody narodów" zakorzeniony jest u pisarza
głębiej:  przyznaje się  on chętnie do sentymentu żywionego do dawnej,
osiemnastowiecznej Europy, wolnej od wznieconych później nacjonalistycz-
nych namiętności.  Dzieje  się  tu  coś  osobliwego: kresy czasów młodości
Kuśniewicza stają się jak gdyby  figurą dawnej Europy, jednocześnie  „ar-
kadyjskość" dzieciństwa nie znającego nacjonalistycznych uprzedzeń pozwala
(do czasu) nie dostrzegać zarzewia konfliktów, które niebawem zniszczą
mityczną wspólnotę.
  Ów mit szczęśliwej krainy, zamieszkałej przez różne ludy, żywiące się
wzajem zasobami i wartościami specyficznymi swej kultury i tradycji, może

                                                                 139

       mieć zatem różne historyczne źródła: jedni wywodzą go z pamięci Rzeczypos-
       politej Jagiellonów, drudzy — z feudalnej Europy przed Wielką Rewolucją
       rrancuską,  inni jeszcze     z bliższej w  czasie tradycji wielonarodowej
       monarchii Habsburgów. Wspólna jest tutaj skłonność do traktowania mate-
       riału dziejowego wybiórczo, pomijania konfliktów realnie istniejących; obrazy
       przeszłości przywoływane  są zatem w funkcji znaku czy figury, bez troski
       o wyważanie racji czy historyczną precyzję.
c\     Na koniec jeszcze jeden Wyznacznik „arkądyjskości" kresów — organicz-
D j ,^-Pgść_tamtejsze|kultury, jej bliski związek z przyrodą^ zremią;~krajobrazem:
  I   podkreślany 'bodaj najsilniej w wielkim  cyklu  Stanisława Vincenza  Na
       wysokiej połoninie,  poświęconym społeczności zamieszkującej  Karpaty
       Wschodnie, obecny jednak  we wszystkich utworach opiewających życie
       wspólnot osiadłych, rolniczych, pielęgnujących odwieczne rytuały. Swoiste
       przymierze ziemian i chłopów przeciwko warstwom  średnim, często  na-
       pływowym, nie zakorzenionym, opisuje zarówno Kuśniewicz, jak Stojowski.
   •A—  „Arkadyjczyk" czuje się szczególnie wyróżniony spośród otoczenia —jego
  I   świat  dzieciństwa,  prywatna  tradycja  są  bowiem, inaczej  niż spuścizna
       mieszkańców Polski  centralnej, wielowymiarowe i polifoniczne,  tak  jak
       polifoniczna była kultura, wśród której wyrastał, oferująca wielość kodów,
       obyczajów, typów ludzkich, filozofii życia. „Arkadyjczyk" zna więc zaklęcia
       „martwego języka"16, z których pomocą rozpoznaje sobie podobnych wy-
       gnańców; jemu i im tylko dana jest moc wskrzeszania słowem i wyobraźnią nie
       istniejących światów; ponad głowami nie wtajemniczonych buduje on imagi-
       nacyjną ojczyznę, która jest jednocześnie kombinacją znaków oraz systemem
       porozumienia i identyfikacji.  System  ten  to  szczególnego typu  idiolekt,
       którego zasada leży w zmieszaniu słowników i gramatyk. Hasła jego przybie-
       rają często postać makaronizmów, wyrażeń żargonowych i lokalnych. Tak
       więc na przykład Drohobycz wspominany przez Andrzeja Chciuka17 to przede
       wszystkim „Wielkie Księstwo Bałaku" — enklawa, w której porozumiewano
       się specyficznym, właściwym tej okolicy językiem. Nie mniej ważny jest dialekt
       miejscowy dla Czarnyszewicza czy Vincenza.  Podobną funkcję pełnią  też
       odwołania do konkretnych budowli, krajobrazów, ważniejszych wydarzeń
       — wszystko staje się znakiem przenoszącym treść dostępną tylko wybrańcom.
         Ale elementy, z których buduje się mit arkadyjski, dadzą się także użyć do
       innych celów; obciążone są dwojakim, biegunowo odmiennym znaczeniem.


       16 Tytuł Lekcja martwego języka nosi jedna z  powieści Kuśniewicza, której akcja
       toczy się na kresach w czasie pierwszej  wojny światowej.
       17 A. Chciuk Atlantyda. Opowieść o Wielkim Księstwie Balaku, Londyn 1969, oraz
       Ziemia księżycowa. Druga opowieść o Księstwie Balaku, Londyn 1972.

       140

Oko dziecka rejestruje bezwiednie sygnały nadciągającej burzy, choć nie do
końca pojmuje ich wymowę (tak jest np.  u Miłosza czy Konwickiego);
tradycja dawnej Rzeczypospolitej to jednocześnie dzieje złowrogiego fatum
ciążącego na mieszkańcach kresów, dzieje  rzezi, krzywd i  krwi. Nawet
przyroda objawia wewnętrzną ambiwalencję — ma swą stronę arkadyjską
i apokaliptyczną. O książce Włodzimierza Odojewskiego pisze Maria Janion:

W Zasypie wszystko, zawieje... śmiercią przeniknięci są ludzie i pejzaże; natura jest nią
przepełniona. Mnogość opisów natury zimowej stwarza niezmiernie silny kontrast:
letniej sielanki polsko-szlacheckiej i ponurej zimowej nocy zbrodni, nocy pustki, nocy
nicości. Step pojawia się u Odojewskiego — podobnie jak w Marii Malczewskiego
— jako figura unicestwienia i zagłady."1
  Ton „apokaliptyczny" w opisach rzezi i zniszczenia brzmi w powojennej
prozie tym bardziej przekonywująco, że kwestia kresów doszła tu niejako do
swego „ostatecznego rozwiązania". W literaturze międzywojnia istotna była
jeszcze sprawa arbitralnie  wytyczonej granicy,  która podzieliła między
polityczne organizmy dawniejszą wspólnotę: w Drodze do Daugiel Bohda-
nowiczowej, w przemytniczych i szpiegowskich powieściach Sergiusza Piasec-
kiego, za kordonem rozciąga się kraj podobny z podobnymi ludźmi, podział
zaś odczuwa się jako nienaturalny. Jeszcze  Czarnyszewicz pamiętał  stale
o  współbraciach pozostawionych po tamtej stronie i wierzył w przyszłe
zjednoczenie. Inaczej u Miłosza.  W Dolinie Issy odjazd z rodzinnych stron
jest aktem jednorazowym i ostatecznym, pozostawieniem poza sobą sfery
dzieciństwa, która przechodzi natychmiast w dziedzinę mitu, staje się ponad-
czasowa, a zatem  w czasie rzeczywistym niemożliwa do odzyskania. Tak
samo, choć w okolicznościach  nieporównanie  bardziej dramatycznych,
porzuca swe strony bohater Odojewskiego.                           -^' ^
  W powojennej prozie o kresach granica na Bugu nie stanowi już żadnego
problemu, przestaje być znaczącym motywem literackim, poza kordonem
nie ma już bowiem  n i c. Granica biegnie teraz nie na mapie, ale w świadomo-
ści ludzkiej: oddziela świat dawny od nowego, dzieciństwo i młodość od
dojrzałości, sacrum od profanum, Arkadię od ziemi wygnania. Dlatego obrazy
dnia  dzisiejszego na dawnych kresach należą w literaturze polskiej do
rzadkości, a jeśli się zjawiają, to w tym jedynie celu, by zaakcentować brak
porozumienia i ciągłości kulturowej. Bo choć nadal płynie Niewiaża czy
Wilenka, nadal —jak przed wiekami — szumi odległy Czeremosz, to przecież
brak  już ludzi, którzy mogliby  to  odebrać „po staremu", w kontekście
tradycji.  Masowe  rzezie, planowe deportacje i  nacjonalistyczne ekscesy


18 W eseju Cierń i róża Ukrainy, w: Wobec zła, Chotomów 1989, s. 194.

                                                                  141

  zmieniły bezpowrotnie specyfikę tamtejszej kultury, jej dialogowy charakter.
  Sukcesorzy nie mogą już zrozumieć mowy  starych kamieni, schematyzują
  więc „ideologicznie", co imituje nie bez ironii narrator Stref:

  Czasami, zdarza się, trafi się wycieczka. Po drodze z bliskiej Daszawy, gdzie kopalnie
  gazu ziemnego, wstąpi i tu. Wzorowy sowchoz. — O, tu, widzicie, towarzysze, gdzie
  teraz szkoła, stał niegdyś dom pomieszczyka, polskiego magnata. A tam — o, tam,
  gdzie obecnie wielkie chlewnie sowchozowe, była dworska psiarnia. A może oranżeria.
  Wszystko jedno.  Panowie z nudów i rozpusty szczuli psami wiejskie  dzieci, jeszcze
  starzy ludzie z tej wsi pamiętają. Panowie mołodycic-krasawice po salonach, pijani,
  ganiali, a tu — spójrzcie, płodozmian, z hektara u nas w roku — a w roku — a w roku
  — osiągnięty, przekroczony — zanotujcie, towarzysze, pożałujsta.19

  I choć  za  chwilę w groteskowej  scence  „duch  grafa Goriusa" zacznie się
  dobierać do młodziutkiej turystki, to pewne, że nie będą mieli sobie nic do
  .powiedzenia.
    Wygnańcy z kresów są więc wszyscy jak gdyby w tej samej odległości od
I krainy dzieciństwa: Kuśniewicz w Polsce, Mackiewicz w Niemczech, Miłosz
  w Kalifornii. Andrzej Chciuk  pisane w  Australii wspomnienia z czasów
I drohobyckiej młodości  zatytułuje Atlantyda, „Arkadią"  nazwie  (z  nutką
l ironii) swe strony Zygmunt Haupt, Miłosz powie o swej rodzinnej Laudzie:

*~ "JSSt to kraina, o której pewien znakomity alchemik napisał, że znajduje się tam, gdzie
  ją umieszcza pierwsza i najważniejsza z potrzeb naszego umysłu, ta sama potrzeba,
  która powołała do życia geometrię i nauki ścisłe, filozofię i religię, moralność i sztukę.
  Napisał również  ów alchemik, a przy tym sojusznik Descartes'a, że  nazwa  krainy
  może brzmieć Saana albo Armaggedon, Pathmos albo Lethe,  Arcadia albo Par-
  nassus.

     U Kuśniewicza w Strefach kraj dzieciństwa odradza się wprost w wyima-
  ginowanym dialogu przyjaciół z dawnych lat. Jeden z nich mieszka w War-
  szawie, drugi w Johannesburgu, trzeci w Worcester, Connecticut.

  Jesteśmy — każdy u siebie, każdy dla siebie — nachyleni nad stołami, o które
  opieramy ręce, zapatrzeni w plastyczny obraz. [...] Wyglądamy na kolegium  sztabu
  generalnego omawiające plany  kampanii. Lecz  bitwa już się odbyła, po co więc
  stoimy,  na co jeszcze czekamy? Gabinet figur woskowych? Ja, Ty, My wszyscy?21

  Na pytanie, gdzie istnieje nadal świat kresowej wspólnoty, odpowiedź brzmi
  zatem:  w marzeniu,  w abstrakcyjnej przestrzeni mitu  czy dialogu, a więc
i także — w literaturze, rozumianej jako rekonstrukcja najgłębszej struktury
1 „ja" i świata.


   19 A. Kuśniewicz Strefy, Warszawa  1976, s. 159.
   20 Cz. Miłosz Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada, w: Poezje, Warszawa 1981, s. 374.
   21 A. Kuśniewicz Strefy, s. 10,  11.


  142

  Dostrzeżemy tu kolejną ambiwalencję rozdzierającą prozę o kresach: ciąży
ona z jednej strony ku autobiografizmowi i pedantycznej wierności faktom,
z drugiej — nasycona jest literacką stylizacją i aluzją. Ostentacyjną literackość l
wizji Odojewskiego podkreślał już przed  laty Zbigniew Bieńkowski22, Kuś- j
niewicz sam chętnie rozsiewa w swych tekstach sygnały stylizacji, odwołując
się to do  Faulknera,  to znów do Gombrowicza, Henryka  Rzewuskiego,
pisarzy moderny czy ekspresjonizmu. Nie  inaczej  jest u  Konwickiego,
W wywiadzie-rzece na sugestię rozmówcy, iż znana z Rojstów scena pielęg-
nowania rannego bohatera-partyzanta przez dziewczynę ze szlacheckiego
dworku przypomina  Wierną rzekę Żeromskiego, odpowiada:

To jest jakby ukłon literacki i świadomy cytat. A  zarazem potwierdzenie, że to
wszystko się powtarza. Że nie można się wyzwolić od tego schematu. Jednocześnie
takie rzeczy po prostu się zdarzały. Bo myśmy  życiem realizowali literaturę, a później
z tego życia raz jeszcze tworzyliśmy literaturę.23                        „__
  W Bohini poszedł Konwicki jeszcze dalej, czyniąc zapadłą kresową okolicę
z czasów po Powstaniu Styczniowym miejscem spotkania  najważniejszych
czynników tworzących historię świata w XX wieku. To zejście się w jednym
miejscu duchów Lenina, Stalina, Hitlera, Piłsudskiego, z Napoleonem i Alek-
sandrem I w tle — pod patronatem Żyda Wiecznego Tułacza i całej jeszcze
galerii postaci  stylizowanych literacko — świadczy, że autor swe rodzinne
strony traktuje przede wszystkim jako krainę mityczną i nieco abstrakcyjną,
gdzie toczyć się już mogą tylko  „rozmowy zmarłych".               ^___
  Widać już teraz, że pamięć sama nie wystarcza, by wejść na nowo w utra- '
eony świat kresów: spójność i strukturę  nadaje tym wglądom  tradycja
literacka. To ona jest „językiem pośrednikiem" umożliwiającym porozumie-
nie pomiędzy „ja" dawnym a „ja" dzisiejszym pisarza, pomiędzy świadkiem
odległej epoki a jego współczesnymi czytelnikami. Nawet najprostsze, migaw-
kowe wizje dzieciństwa układają się pisarzom najłatwiej na wzór dziewięt-
nastowiecznych gawęd czy „obrazków" (Stojowski, Kuśniewicz), Konwicki
jest tyleż „realistą", co niewolnikiem zeszłowiecznych wzorców, a ostatecznej
„erozji pamięci", o której wspomina w wywiadzie24, zapobiega u niego
skłonność do rytualnego nieomal powtarzania — w różnych historycznych
bądź współczesnych sceneriach — tych samych motywów i wątków. Tak jak
gdyby pisarz — chcąc siebie i świat utrzymać w ryzach — recytował stale
swych poprzedników i siebie samego. A  Odojewski?

22  Por. Z. Bieńkowski Ten raj jest piekłem, w: Modelunki. Szkice literackie, Warszawa
1966, s. 199-200.
23  S. Nowicki Pól wieku czyśćca, s. 39.
24  Por. tamże, s. 142 i 145.

                                                                 143

Ma on zbliżoną do romantyków wizję literatury — najwyższej estetycznej
formy poznania i działania. Ale to jeszcze mało. W procesie manifestowanej dobitnie
literackości Odojewski tkankę swej prozy nasyca bezustannie ogólnymi i szczegółowymi
odwołaniami, aluzjami, przypomnieniami tej najbardziej literackiej naszej literatury,
to znaczy literatury romantycznej.25
   Temat  kresowy z reguły wlecze za  sobą jakąś literacką tradycję,  za-
ryzykować jednak można, iż na przestrzeni XX wieku odwołania do literatury
stają się coraz dojrzalsze. Bezkrytyczne raczej powielanie stereotypów — ro-
mantycznych czy sienkiewiczowskich — w piśmiennictwie międzywojennym
ustępuje dziś literackiej grze u pisarzy takich, jak Konwicki czy Kuśniewicz
(nie przypadkiem obaj zaciągali  długi u Gombrowicza).  U Odojewskiego
z kolei trudno mówić o mechanicznym zapożyczeniu motywów-liczmanów;
wchodzi on w romantyczną aurę całością swego „ja", artystycznej oso-
bowości, dlatego replika  literackich wzorców jest u niego twórcza,  służy
interpretacji dziejów, wpisaniu indywidualnych przeżyć w ludzką tragedię
o  uniwersalnym zakroju.  Maria  Janion dość sceptycznie odniosła się do
podnoszonego  przez krytyków  „faulkneryzmu"  Odojewskiego.26 Myślę,
iż zgoda lub niezgoda na tę diagnozę zależeć będzie od tego, jak szeroko
ów „faulkncryzm" rozumiemy. Osobiście odpowiada mi sąd Bieńkowskiego,
który napisał przed laty:

Faulkncrowska Ameryka, mimo całej precyzji historycznej, socjologicznej, z jaką jest
ukazana, to wielkie uogólnienie, lo świat dzisiejszy w ogóle. Energia tego uogólnienia
jest tak olbrzymia, że narzuciło się ono wszystkim literaturom świata. Faulkneryzm to
nie styl, to metoda wizji. W naszej literaturze odbił się on w dziełach tak samoistnych
i  niepodobnych wzajemnie,  jak Czarny potok Buczkowskiego i Zmierzch świata
Odojewskiego. Jest tu coś i więcej, i mniej niż wpływ. Do faulkneryzmu doprowadził
tych pisarzy nie tyle autor Zgiełku i furii, ile świat, świat zgiełku i chaosu, na który
patrzyli.27
   Czy to  przypadek, że obydwa utwory, w których Bieńkowski dostrze-
ga polskie wcielenie faulkneryzmu, podejmują temat zagłady kresów? Moż-
na by wyliczać długo  związki pomiędzy  literacką wizją ziem  wschodnich
a  Faulknerowskim hrabstwem Yoknapatawpha: zróżnicowanie etniczne
ludności i związana z nim tragiczna wina czy klątwa, „mit prehistorycznej
jedności moralnej" (termin Bieńkowskiego)28, zawieszenie zdarzeń w  mi-
tycznej przestrzeni i czasie przeżywanym w ciągłych inwersyjnych nawrotach,
a nade wszystko ciążąca nad bohaterami egzystencjalna rozpacz i tragiczność

25 M. Janion Wobec zla, s. 175-176.
26 Por. tamże, s. 187.
27 Z.  Bieńkowski Model człowieka, w: Modelunki, s.  14-15.
28 Por. Z.  Bieńkowski Zbrodnia i kara cywilizacji w:  Modelunki, s. 145.

144

nieodwracalnych przeznaczeń. Zasadnicza różnica wynika z radykalizmu
perspektywy eschatologicznej u polskich pisarzy, radykalizmu zawinionego
przez historię i powodującego,  że ich wydziedziczenie jest trwałe i nie-
odwołalne.                                                        -^___ i
  Mit wygnania z Arkadii — podstawowy topos powojennej literatury I
o kresach — korzeniami tkwi głęboko w śródziemnomorskiej kulturze i nie j
miejsce tu wyliczać wszystkie jego dostojne parantele. Ale po ostatniej wojnie,
na ziemiach wschodniej i środkowej Europy metaforyczna pojemność tego I
motywu zdaje się niepomiernie wzrastać. Przytoczmy tu fragment znanego
eseju Józefa Wittlina (też zresztą urodzonego na Podolu):                I

W pięknej  antyfonie Salw Regina, śpiewanej w kościołach katolickich, znajdujemy
dwukrotnie słowa: wygnanie i wygnaniec. Autor antylbny nazywa najpierw cały  i
rodzaj ludzki: exules,  filii Haevae,  a  potem  ziemski nasz żywot kwalifikuje jako
exilium. Skądże to jesteśmy wygnani? Od wczesnego dzieciństwa prześladował mnie
obraz anioła z ognistym mieczem. Była to reprodukcja jakiegoś rokokowego miedzio-
rytu czy stalorytu: już  nie pamiętam. Oczywiście ten anioł wypędzał Adama i Ewę ;.
z raju. Takie właśnie wygnanie miał na myśli pobożny autor antyfony Sahe Regina, i
A zatem, przyjmując pogląd wyrażony w tej antyfonie, już. pierwszym naszym rodzicom
zawdzięczamy, że pobyt nasz na tej ziemi, bez względu na to, w którym jej miejscu
przebywamy i bez względu na to, czy źle czy dobrze tam się czujemy, jest wygnaniem.29 •

  Ale — zdaniem Wittlina — „wygnańcem" we własnym społeczeństwie jest
także każdy oryginalny artysta, a wygnańcem aż potrójnym — artysta,
którego polityczne wydarzenia zmusiły do emigracji.
  Modelowego  „twórcę-wygnańca" podług Wittlinowej recepty ujrzymy
w Miłoszu. To on przecie emigrował kilkakroć w życiu: z rodzinnej Żmudzi
do Wilna, z Wilna do Warszawy, z Polski do Francji, z Europy do Ameryki
— za każdym razem pod przymusem okoliczności, z gorzką świadomością
wydziedziczenia, coraz szerzej zresztą rozumianego. Świadomość ta odgrywa
u Miłosza ogromną rolę i marną  zapewne pociechą jest mu odkrycie,  że
wydziedziczenie dotyka wraz z nim wszystkich mieszkańców globu — dotyka
zresztą inaczej: przez „odmowę pamięci" o przeszłych wydarzeniach30, przez
odrzucenie sakralnego, epifanicznego pierwiastka Bytu dla zimnej abstrakcji
sejentycznych modeli Kosmosu i człowieka". W tych warunkach wygnanie
z okolic dzieciństwa przeradza się u Miłosza z wolna w figurę uniwersalnego
wygnania ze świata odwiecznego ładu i pierwotnej niewinności.

29  J. Wittlin Blaski i nędze wygnania, w: Orfeusz w piekle XX wieku,  Paryż  1963,
s. 140-141.
30  Por. Cz. Miłosz Nobel Lecture — Odczyt w Akademii Szwedzkiej, New York 198 i,
s. 42-44.
31  Por. Cz. Miłosz Ziemia Ulro, Paryż 1977, s. 114.

10  - W Polsce czyli...                                                   145

    Podobny motyw dostrzeżemy też u innych: u Kuśniewicza bohaterowie
  w swej „drodze do Koryntu" przemierzają nie tylko szlak wiodący ze wschodu
  na zachód, ale też — symbolicznie — porzucają dawną, organiczną kulturę,
  z której wyrośli, dla nowoczesnej kultury mass-mediów, produkującej tylko
  atrapy i namiastki spełnień. W Strefach zaś czasom współczesnym przyświeca
  „znak klęski": Kakao. U Konwickiego wydziedziczeni są wszyscy żyjący
  dzisiaj, w czasach wielkiej mimikry. Ukryci pod przebraniem —jak bohate-
  rowie Kompleksu polskiego, stojący w kolejce po ostatnią wartość niewąt-
  pliwą: złoto — tylko niekiedy, chyłkiem, zrzucają swe maski i zaglądają
  w przeszłość, aby  odnaleźć się w minionej autentyczności istnienia. U Odojew-
  skiego, który jest w istocie pisarzem jednej fabuły, to, co naprawdę ważne,
  wydarzyło się w latach wojny. Naznaczona piętnem tragiczności zawikłana
  historia rodziny  Woynowiczów i Czerestwienskich staje się u niego figurą
  miłosno-nienawistnych stosunków między Polakami, Rosjanami i  Ukraiń-
  cami, te z kolei ciążą ku dramatycznemu finałowi, który autor nie przypad-
  kiem w tytule jednej z książek nazywa „zmierzchem świata".32
    O czymże więc piszą w istocie piewcy polskich kresów? O krainie dzieciń-
  stwa? O pewnym  minionym fenomenie kulturowym i etnicznym? Zgoda. Ale
  ich tematem  głównym jest w  rzeczywistości ostateczna zagłada dawnej
l  Europy, której relikty —jak to często bywa — przechowały się na obrzeżach
i  kontynentu. Exodus z ziem wschodnich  i zagłada tamtejszej społeczności
\ stały się dla pisarzy figurą sytuacji człowieka w XX wieku — człowieka,
^który także został wydziedziczony, wypędzony z raju kultury organicznej,
  związanej z naturą i lokalną tradycją, obdarzonej transcendentną  sankcją.
  Nie bez kozery zresztą piszący o kresach podkreślają często odwieczność
  tamtego świata i jego związki z europejskim dziedzictwem kulturalnym
  — nic tym najnowszym oczywiście, lecz tym, które leżało u podstaw mitycznej
  wspólnoty łączącej wszystkie ludy kontynentu.33
    I jeszcze jedna sprawa, ważna szczególnie dla narodów zamieszkujących tę
  część Europy: mit kresów jest mitem radykalnie antytotalitarnym, nie daje
  się pogodzić z żadną zwierzchnią ideologią — klasową czy narodową —jego
  istotą bowiem jest tolerancja wobec odmienności i rezerwa wobec wszelkich
  idei odgórnie i abstrakcyjnie porządkujących społeczną rzeczywistość. Kresy
  żyją, póki zamieszkują je jednostki obdarzone indywidualnymi przymiotami,
  ludzie konkretni  — dobrzy lub źli, złączeni przyjaźnią lub skłóceni,  na
  własny jednak rachunek. Śmierć przynoszą im funkcjonariusze idei powołu-

  32  Por. W. Odojewski Wyspa ocalenia, Warszawa 1965; Zmierzch świata, Warszawa
  1962; Zasypie wszystko, zawieje..., Paryż 1973.
  33  Podkreślał to np. w różnych esejach Jerzy Stempowski.

  146

jacy pod broń narody lub klasy, wprowadzający optykę globalną i kategorie
różnicujące członków  wspólnoty podług prostackich kryteriów przynależ-
ności — kulturowej, językowej,  religijnej, politycznej.
  To przekleństwo odgórnie narzuconej nienawiści odegrało szczególnie
niszczącą rolę w Europie środkowej i nie przypadkiem Niemcy także dorobili
się  własnej literackiej mitologii kresów. Rozdzieleni — chyba na  długo
— granicami państw narodowych, mieszkańcy dawnej wspólnoty mogą dziś
marzyć jedynie o minionej kulturowej otwartości, o trwającym przez wieki
dialogu jednostek, do którego prawo przywłaszczyli sobie teraz dyplomaci.
I właśnie ta spontaniczna otwartość wobec obcych jest dzisiaj najcenniejszym
„zakopanym skarbem", którego strzeże literatura o kresach.

Kraków 1986

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plbusy Holandia pies shih tzu